Ludwik Dorn, z zawieszonym na szyi pluszowym Koziołkiem Matołkiem, wzywał przed siedzibą premiera do "obrony matoła". W zorganizowanej przez posła pikiecie wzięło udział kilkadziesiąt osób. Zgromadzeni protestowali przeciw karaniu mandatami za obraźliwe słowa pod adresem przedstawicieli władzy.

Chodzi o to, że wlepiono mandaty karne kibicom, którzy zorganizowali legalną demonstrację, podporządkowywali się zarządzeniom policji, a zatrzymano ich i zawieziono na komisariat wtedy, gdy zakrzyknęli "Donald matole, twój rząd obalą kibole", co było formą, może niezbyt uprzejmej, ale politycznej polemiki z decyzjami rządu o zamykaniu stadionów - tak Dorn wyjaśnił powody zorganizowania pikiety. Dodał, że było to złamanie swobody i wolności wypowiedzi i wyrażania opinii.

Chcę dać znać, że można o sprawach poważnych mówić także w formie lekkiej i zabawnej, liczę na dobrą zabawę - mówił Ludwik Dorn. Na pikietę przyszło kilkadziesiąt osób. Przy furgonetce, z której przemawiał Dorn, przystawali również przypadkowi przechodnie. Podczas pikiety Dorn czytał fragmenty "Psychiatrii Klinicznej" prof. Tadeusza Bilikiewicza, wyjaśniające, kim jest matoł.

Na pikietę zareagował rzecznik rządu Paweł Graś, który umieścił wpis na Facebooku: Na zorganizowanej przez L. Dorna demonstracji, zamiast tłumów, kilkadziesiąt osób i koza. Ciekawe co jeszcze wymyśli Ludwik, żeby załapać się na listy PiS-u w następnych wyborach.

Pikieta trwała niecałą godzinę. Doszło do kilku kłótni z rowerzystami, którzy mieli trudności z przejechaniem ścieżką rowerową zajmowaną przez pikietujących. W jednym wypadku doszło nawet do przepychanki, a rowerzysta spadł z roweru. Niektórzy pikietujący twierdzili, że była to - jak mówili - "celowa prowokacja".