Policja prowadzi dochodzenie w sprawie napadu na bar Kurdów. Kilkunastu mężczyzn uzbrojonych w kije, widły i łańcuchy zaatakowało pracowników lokalu w Opolu.

Kilkunastu mężczyzn - kopiąc, bijąc, a także używając łańcuchów, noża, a nawet wideł - zaatakowało właściciela baru oferującego kebaby oraz jego pracownika. Obaj są Kurdami. Atakujący ugodzili właściciela baru widłami w klatkę piersiową. Jego pracownik ma rozbitą głowę.

Mężczyźni zaprzeczyli jakoby do napadu doszło na tle narodowościowym. Nie krzyczeli niczego w naszą stronę, zamówili tylko kebaby i zaatakowali - powiedział właściciel baru. Jego zdaniem straty wyniosły ok. 3 tys. zł.

To nie pierwszy taki atak

Jak się okazało, nie był to pierwszy atak na lokal, którego właścicielem jest Kurd. Kilka dni temu ktoś, przechodząc koło baru, krzyknął, że tu jest Polska i żeby się wynosić. Ale nie wiążę z tym sobotniego napadu - powiedział mężczyzna. Mówiłem już nawet policji, że w związku z taką sytuacją i poczuciem zagrożenia powinienem mieć broń - dodał.

Teraz właściciel lokalu boi się o bezpieczeństwo swoje i swoich pracowników. Dlatego od dłuższego czasu jego lokal jest monitorowany. Przedsiębiorca korzysta też z usług firmy ochroniarskiej. Problem w tym, że ta po napadzie przyjechała na miejsce zdarzenia później niż policja.

Policja bada sprawę

Rzecznik opolskiej policji Maciej Milewski powiedział, że policja, badając sprawę sobotniego napadu, nie opiera się wyłącznie na materiałach z monitoringu przekazanych przez poszkodowanych. Gromadzi też nagrania z innych opolskich lokali. Podkreślił, że rozpatrywanych jest kilka motywów zdarzenia m.in. bójka związana z rozliczeniami finansowymi, nieuczciwą konkurencją, próba wymuszenia usług ochroniarskich, przypadkowy napad bandycki oraz kwestie związane z narodowością czy ksenofobią.

Milewski poinformował także, iż oprócz zgłoszenia dotyczącego sobotniego napadu, wcześniej policja miała jeszcze dwa zgłoszenia od właściciela tego baru. Pierwsze z postępowań zostało umorzone w związku z "brakiem cech przestępstwa". Drugie, które dotyczy incydentu z 21 kwietnia, jest w toku.