Prokuratura w Skierniewicach wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 2,5-latki. Śledczy sprawdzają, czy śmierć dziecka mogła być efektem błędów medycznych: złej diagnozy lub zbyt późnego udzielenia pomocy. Pogotowie dopiero po drugim telefonie rodziców przyjechało do gorączkującej dziewczynki, u której wcześniej lekarze stwierdzili przeziębienie.

Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa skierował do prokuratury łódzki Szpital Kliniczny nr 4 im. Marii Konopnickiej, do którego dziewczynka trafiła już w stanie krytycznym. Czekamy na sądowo-lekarską sekcję zwłok, która zostanie przeprowadzona w poniedziałek w Zakładzie Medycyny Sądowej w Łodzi. Zabezpieczamy dokumentację medyczną. Chcemy również odtworzyć i zabezpieczyć treść rozmów z pogotowiem ratunkowym, a także nocną i świąteczną pomocą medyczną - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

Karetka przyjechała po drugim telefonie rodziców

Śledczy ustalili już, że od końca stycznia dziecko chorowało i przyjmowało antybiotyk. 24 lutego rodzice stwierdzili u dziewczynki osłabienie i drgawki. W związku z tym udali się do skierniewickiego szpitala, gdzie dziecko zostało zbadane przez pediatrę nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. Stwierdzono u niego przeziębienie. Dziewczynka wróciła do domu, ale w poniedziałek wieczorem jej stan się pogorszył. Temperatura wzrosła do 41,5 st. C. Rodzice zadzwonili na pogotowie, ale dyspozytor nie wysłał do chorej karetki. Z treści zawiadomienia, które wpłynęło do prokuratury, wynika, że rodzice zostali przekierowani do nocnej i świątecznej pomocy medycznej. Lekarz stamtąd odmówił przyjazdu do dziecka i kazał leczyć je objawowo - powiedział Kopania.

Dziecko zostało w domu, a jego stan nadal się pogarszał. Ok. godz. 3 w nocy rodzice ponownie zwrócili się o pomoc do pogotowia. Około godziny czwartej dziecko zostało zaintubowane. W stanie krytycznym, w śpiączce przewieziono je do łódzkiej kliniki, gdzie w środę stwierdzono zgon - wyjaśnił Kopania.