Leki onkologiczne, które jadą z Austrii do Polski, nie będą droższe niż przed wybuchem afery z brakiem tych preparatów - zapewnia resort zdrowia. To ważna informacja dla szpitali, które czekają na leki niezbędne dla chorych na nowotwory, bo za te sprowadzane w ramach importu docelowego trzeba płacić nawet kilka razy więcej.

Wcześniej tańszych leków nie można było sprowadzić, bo nie miał ich producent, który wstrzymał dostawy. W ramach awaryjnych zamówień sprowadzano więc zamienniki z zachodnich rynków po zachodnich cenach, czyli nawet kilka razy wyższych niż w Polsce.

Teraz producent skompletował dostawę dla polskich szpitali. W ten sposób po prostu wypełnia swoje wcześniejsze zobowiązania i realizuje umowy. Dlatego cena nie może być wyższa. Z pewnością ucieszy to dyrektorów szpitali, którzy niechętnie kupowali droższe leki. A wszystko w obawie przed tym, że nie dostaną za nie zwrotu pieniędzy z NFZ-etu. Teraz będą mogli się zaopatrzyć po normalnych cenach.

Teoretycznie dostawa jest tak duża, że powinna wystarczyć na miesiąc. To kilkadziesiąt tysięcy ampułek. Niewykluczone, że brakujące leki trafią do hurtowni w Katowicach i Wrocławiu jeszcze dzisiaj. W najgorszym przypadku - w weekend.

Nie sposób na razie przewidzieć, jak szybko leki znikną z hurtowni; trudno bowiem powiedzieć, jakie zapasy będą chciały zrobić szpitale. Dlatego - jak ustaliła, nasza dziennikarka Agnieszka Witkowicz - resort zdrowia cały czas równolegle wydaje zgody na import docelowy i rozmawia z producentami zamienników, by też przysłali do polski większe partie leków.

Szpitale odsyłają chorych do innych placówek

Na razie pacjenci ze szpitali, w których są problemy z lekami, jeżdżą do dużych ośrodków. Tak jest na przykład w poznańskim szpitalu imienia Przemienienia Pańskiego, gdzie na chemioterapię przyjeżdżają pacjenci z całej Wielkopolski i Lubuskiego. Szpital - jak twierdzi doktor Szczepan Cofta - ma zapasy na dwa tygodnie. To sytuacja na ostrzu noża - przyznaje. Nie wszystkie leki są dostępne. Musimy więc je kupować drożej, a nie jesteśmy pewni czy ta wyższa cena będzie respektowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia.

Lubiński szpital zgodził się z kolei przyjąć dwie pacjentki, odesłane wczoraj ze szpitala w Legnicy z powodu braku leków do terapii nowotworów. W legnickim szpitalu podobnie jak w innych placówkach brakuje cytostatyków. Dyrekcja szpitala zapewnia, że robi wszystko, by pozostali pacjenci dostali lek w ustalonym terminie. Placówka ma cztery dni na sprowadzenie preparatów, bo kilkanaście osób powinno się po nie zgłosić 23 kwietnia. Trzeba je ściągać zza granicy. W hurtowni, w której do tej pory zaopatrywał się szpital cytostatyków nie ma, inne hurtownie odmówiły sprzedaży - zasłaniają się umową z innymi szpitalami.

Pacjenci skarżą się do rzecznika

Od piątku Rzecznik Praw Pacjenta dostała 15 zgłoszeń od chorych, którzy mieli problem z dostępem do potrzebnej chemioterapii. 5 zgłoszeń pochodziło z Warszawy, 3 z Gdańska, 2 z Rzeszowa oraz po jednym z Dąbrowy Górniczej, Bielska-Białej i Szczecina, Lublina i Wrocławia.

Rzecznik Praw Pacjenta przekazuje te informacje do Ministerstwa Zdrowia. Wystąpiła również do szpitali z prośbą o informację, kiedy lek będzie dostępny. Szpitale z Warszawy i Rzeszowa już odpowiedziały, że sprowadzają leki w ramach importu docelowego.

Producent wstrzymał dostawy

Problem z niedoborem leków onkologicznych powstał, kiedy jeden z producentów wstrzymał dostawy. Firma uprzedzała jednak, że będą opóźnienia, bo zamierza przeprowadzić remont maszyn produkujących specyfiki. Efekt jest jednak taki, że wielu pacjentom grozi teraz przerwanie leczenia. Resort zdrowia zapewnił wczoraj, że chorzy na nowotwory nie zostaną pozbawieni dostępu do leczenia. MZ podkreśliło, że firma zapewnia, iż problemy są przejściowe.

Coraz częściej zdarzają się problemy z dostępem do leków

Zaburzenia w dostawach leków to problem coraz powszechniejszy na całym świecie. W Stanach Zjednoczonych w zeszłym roku zabrakło na rynku 250 lekarstw.

Jednak w USA sytuacja jest łatwiejsza, bo zaburzenia w dostawach specyfików monitoruje jeden organ - FDA. Każdy, nawet indywidualny pacjent, może tam przesłać informacje o trudnościach z dostępem do lekarstw. Problemy rozwiązywane są z reguły poprzez zakup zamienników od firm konkurencyjnych.

W UE sytuacja jest trudniejsza, bo jest 27 rynków, a lekarstwa są często rejestrowane nie na terenie całej Wspólnoty, ale tylko w poszczególnych krajach. W zeszłym roku wielkim problemem okazał się np. brak leków infuzyjnych do dializy otrzewnowej w Irlandii. Firma, która produkowała specyfiki, była jedyna na rynku, a nie mogła kontynuować produkcji z powodu skażenia produktów. Sytuacja była tak dramatyczna, że konieczna była interwencja UE. Uruchomiono procedury szybkiej rejestracji dla innych firm, by ratować życie pacjentom oczekującym na dializy.