Najpierw oskarżenia, potem przeprosiny, wreszcie próba powrotu do równowagi – sprawa wystąpienia Jacka Kurskiego to na tym etapie kampanii wyborczej wydarzenie, które może mieć poważny wpływ na dalszy tok walki o prezydenturę.

Bitwa o Kurskiego jest zwrotnym punktem tej kampanii wojenno-wyborczej. Po niej obu stronom będzie znacznie trudniej stosować negatywne sztuczki i chwyty, a na nie wszyscy byliśmy przygotowani.

Historia z Kurskim niewątpliwie zaszkodzi także kampanii Kaczyńskiego, bo gra czarnym PR-em to grzech, ale posługiwanie się nim tak nieudolnie to grzech śmiertelny, dający przeciwnikom możliwość zbijania każdego następnego ataku przypominaniem tego pierwszego nieudanego i obciążenia nim kontrkandydata.

Niewątpliwie polityczna odpowiedzialność zawsze spada na szefa. Kto sobie dobiera takich współpracowników bierze za nich także odpwoiedzialność - mówił w Kontrwywiadzie Kamila Durczoka Bronisław Komorowski. Ten argument usłyszymy pewnie nie raz. A ponieważ do ciszy wyborczej pozostało zaledwie 9 dni, sztabowi Kaczyńskiego trudno będzie zatrzeć to fatalne postwehrmachtowskie wrażenie.

Rola Jacka Kurskiego w organizacji kampanii Lecha Kaczyńskiego jest teraz bagatelizowana przez sztab kandydata. - Od dłuższego czasu nie uczestniczył w pracach sztabu. Trudno więc mówić, że wycina się go ze sztabu - mówi zastępca szefa sztabu Przemysław Gosiewski. Co ciekawe jednak, jeszcze wczoraj w tym właśnie miejscu Kurski rozmawiał z dziennikarzami. - Był zapraszany przez media po prostu jako Jacek Kurski - odpowiada Przemysław Gosiewski. Posłuchaj felietonu Tomasza Skorego:

Losem Jacka Kurskiego zajmie się jeszcze sąd dyscyplinarny PiS, który zbierze się w ciągu kilku najbliższych dni.

Przypomnijmy. Wczoraj Jacek Kurski powiedział, że dziadek Donalda Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu. Sztab wyborczy PO udokumentował, że to kłamstwo. Donald Tusk zmusił Lecha Kaczyńskiego do przeprosin i rozstania z jednym z kluczowych sztabowców.