Poseł Tomasz Kaczmarek usłyszał zarzuty m.in. przekroczenia uprawnień podczas czynności operacyjnych CBA i nakłaniania innej osoby do przyjęcia łapówki. Nie przyznał się do winy i odmówił złożenia wyjaśnień. Grozi mu nawet do 8 lat więzienia.

Z trzema zarzutami wyszedł z prokuratury poseł Tomasz Kaczmarek, czyli były agent Tomek z CBA. Według śledczych, powinien odpowiadać za przekroczenie uprawnień podczas operacji specjalnej, tworzenie fałszywych dowodów i próbę wręczenia korzyści majątkowej.

Agentowi Tomkowi grozi nawet 8 lat więzienia za próbę wręczenia korzyści majątkowej podczas operacji przeciw prezesowi Wydawnictw Naukowo-Technicznych, który jak twierdzi, najpierw został upity przez agentów CBA, a potem podrzucili mu 10 tysięcy euro.

Tej sprawy dotyczą też pozostałe zarzuty: fałszowania dowodów i przekroczenia uprawnień. Ten ostatni zarzut dotyczy także drugiej sprawy prowadzonej przez agenta Tomka - domniemanej willi Kwaśniewskich w Kazimierzu Dolnym.

Pan poseł nie przyznał się do popełnienia tych czynów i odmówił składania zeznań - powiedział prokurator Paweł Nowak.

Wiceszef Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Paweł Nowak nie podał więcej szczegółów. Będziemy kontynuować postępowanie - stwierdził jedynie.

W lutym tego roku Kaczmarek sam zrzekł się immunitetu w sprawie zarzutów, jakie prokuratura chce postawić jemu i byłemu szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu (PiS). Zarzuty prokuratury są śmieszne, banalne i na wyraźne zamówienie polityczne, a przy tym łatwe do obalenia - komentował.

Agenci upili, by wcisnąć łapówkę

Prokuratura informowała w listopadzie 2013 roku, kiedy skierowała do Sejmu wniosek ws. obu posłów, że w trwającym od 2010 roku śledztwie ustalono, że we wnioskach do sądu i Prokuratora Generalnego o zgodę na działania operacyjne CBA z lat 2007-2009 zamieszczano "nierzetelne informacje". Podkreśliła, że w ówczesnym stanie prawnym ani sąd, ani Prokurator Generalny nie mieli wglądu w materiały operacyjne służb, a zgody wydawano na podstawie samego wniosku. W czerwcu 2011 roku weszła w życie zmiana prawa, zgodnie z którą służby mają obowiązek dołączania do takiego wniosku materiałów operacyjnych uzasadniających go.

Choć śledczy nie ujawniają szczegółów, wiadomo, że chodzi m.in. o sprawę Weroniki Marczuk i byłego prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych Bogusława Seredyńskiego, a także operację w tzw. sprawie willi Kwaśniewskich.

Według rzeczniczki prokuratury Renaty Mazur, w śledztwie ustalono też, że podczas operacji specjalnych CBA dochodziło do nakłaniania osób do przestępstwa. Jak podała rzeczniczka, w jednym przypadku osobę upojono alkoholem, po czym namawiano ją do przyjęcia korzyści majątkowej, choć ta osoba tego nie żądała ani się na to nie zgadzała.

Z procesu odszkodowawczego wiadomo, że chodzi o Seredyńskiego, który na mocy wyroku sądu dostał 435 tysięcy złotych odszkodowania od Skarbu Państwa za bezpodstawne zatrzymanie przez CBA w 2009 roku (niedawno ta sprawa wróciła do I instancji). Mówił on w sądzie, że kilka razy odmówił przyjęcia pieniędzy od dwóch udających biznesmenów agentów CBA, w tym Kaczmarka. W końcu podrzucili mu - jak mówił - 10 tysięcy euro po upojeniu go alkoholem w jego mieszkaniu. Później zażądał od nich spisania umowy na taką - jak się tłumaczyli - "pożyczkę". Zgodzili się, ale zamiast nich przybyło do mnie CBA, by mnie zatrzymać - relacjonował.

Sama Mazur nie podała szczegółów sprawy, powołując się na tajny charakter śledztwa, w którym w sierpniu 2013 roku dwóch były funkcjonariuszy CBA - Grzegorz P. i Mirosław G. - dostało już zarzuty. Za przekroczenie uprawnień grozi do 3 lat więzienia.

Odnosząc się do wniosku ws. uchylenia immunitetów, Kamiński i Kaczmarek przekonywali w listopadzie, że działali legalnie i kierowali się interesem publicznym. Domagali się też odtajnienia akt śledztwa.

Mazur przyznawała w 2013 roku, że chodzi o śledztwo ws. nieprawidłowości w CBA, w którym występują osoby "publicznie znane". Wiadomo, że w 2010 roku wszczęto śledztwo w sprawie ujawnienia tajemnicy państwowej i służbowej, jej bezprawnego wykorzystania oraz rozpowszechniania wiadomości ze śledztw w książce-wywiadzie z Kaczmarkiem. Do tego śledztwa stopniowo włączano inne wątki działań CBA. Chodziło o możliwe przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy CBA podczas prowadzenia sprawy Weroniki Marczuk, byłej posłanki PO Beaty Sawickiej i operacji w tzw. sprawie willi Kwaśniewskich.

W 2010 roku szef CBA Paweł Wojtunik złożył doniesienie o podejrzeniu nadużycia władzy i nielegalności działań operacyjnych CBA w związku z zakupem willi w Kazimierzu w 2009 roku. Jak pisała "Gazeta Wyborcza", CBA - chcąc udowodnić, że małżeństwo Kwaśniewskich miało nielegalne dochody - kupiło dom w Kazimierzu nad Wisłą. Celem CBA było udowodnienie, że Kwaśniewscy kupili dom na podstawioną osobę. Według "GW", akcję prowadził agent Tomek, który za nieruchomość wartą 1,6 mln zł miał oferować dwa razy więcej, licząc, że pieniądze trafią do Kwaśniewskich. Jak pisała "GW", w lipcu 2009 roku, w kulminacyjnym momencie, akcja została przerwana, bo pośredniczący w transakcji Jan J. wyjął część należności (1,5 mln zł) z torby, w której był nadajnik mający namierzyć, gdzie pieniądze zostaną zawiezione. Po publikacji Kamiński mówił, że część tych informacji jest "absolutnie nieprawdziwa".

W 2010 roku katowicka prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie legalności majątku Kwaśniewskich. Prokuratura przyjrzała się domom w Kazimierzu i Wilanowie oraz działce na północy Polski. Jak ustalili prokuratorzy, dom w Wilanowie i działka zostały kupione legalnie i były wykazywane w oświadczeniach majątkowych. Dom w Kazimierzu nigdy nie był własnością byłego prezydenta i jego małżonki.

Sądy z kolei prawomocnie uniewinniły Beatę Sawicką z zarzutu korupcji, bo uznały, że działania CBA w jej sprawie były nielegalne. Podkreślono, że państwo prawa wyklucza testowanie uczciwości obywateli, co jest cechą państwa totalitarnego. Prokuratura złożyła kasację.

Weronikę Marczuk CBA podejrzewało natomiast o powoływanie się na wpływy oraz żądanie i wzięcie łapówki za pośredniczenie w prywatyzacji Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Śledztwo wobec niej warszawska prokuratura umorzyła w 2011 roku, gdyż nie stwierdziła przestępstwa. Marczuk nie powoływała się bowiem na wpływy, a pobrane przez nią pieniądze były należną jej prowizją. Prokuratura miała wtedy "istotne wątpliwości" co do legalności działań CBA wobec Marczuk.

Kamiński ma już jeden proces

To nie pierwsze prawne kłopoty Mariusza Kamińskiego. Od kwietnia 2013 roku w stołecznym sądzie trwa tajny proces Kamińskiego i jego trzech podwładnych z CBA, oskarżonych o nadużycia prawa podczas "afery gruntowej" w 2007 roku. To, co robiło CBA, nie było zgodne z interesem ówczesnej koalicji rządzącej, ale interes polityczny rządzących nas nie interesował. Nas interesowała walka z korupcją na szczytach władzy, to był nasz obowiązek - mówił Kamiński, któremu grozi do 8 lat więzienia.

(edbie)