Na synodzie na temat rodziny nie doszło do przełomu, wszystko już było - tak obrady podsumował przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski arcybiskup Stanisław Gądecki. Jego zdaniem nie można mówić, że dopiero teraz Kościół jest miłosierny.

Zapomniano o "Familiaris consortio" i teraz się wydaje, jakby nagle teraz Kościół był miłosierny, a wcześniej nie był, jakby teraz był oświecony, a wcześniej nie. To są wszystko złudzenia - oświadczył abp Gądecki. Nic się przełomowego nie wydarzyło - ocenił

Mówiąc o debacie na temat konieczności otwarcia wobec rozwiedzionych i odnosząc się do stanowiska niemieckiego episkopatu, według którego ludzie ci nie są wiernymi drugiej kategorii, hierarcha stwierdził: Chodzi o przygarnianie, o Kościół otwartych drzwi, nie chodzi o odrzucanie kogokolwiek. Pan Jezus nikogo nie odrzucał, ale też nie poklepywał po ramieniu. Dodał, że nawet Jezus czasem odnosił się do ludzi w sposób twardy. Pan Jezus bardzo pięknie usprawiedliwił kobietę cudzołożną, ale powiedział: "Idź i nie grzesz więcej". Nie możemy więc mówić, że wszyscy jesteśmy pierwszej kategorii, że wszyscy jesteśmy cacy, jesteśmy w Kościele - dodał. Natomiast mówić o tym, kto jest pierwszej kategorii, a kto drugiej może tylko Pan Bóg - zastrzegł.

W wydanym w sobotę dokumencie końcowym synodu napisano, że nie ma żadnych analogii między związkami homoseksualistów a małżeństwami, ale "mężczyźni i kobiety o skłonnościach homoseksualnych muszą być przyjmowani z szacunkiem i delikatnością". W sprawie komunii dla osób rozwiedzionych będących w nowych związkach oświadczono, że kwestia ta wymaga dalszego pogłębienia.