Od dwóch i pół lat więzienia do roku pozbawienia wolności w zawieszeniu - to kary, jakich zażądał prokurator w procesie o malwersacje finansowe w śląsko-dąbrowskiej Solidarności. Najwyższej kary oskarżyciel domaga się dla byłego skarbnika związku.

Oprócz niego na ławie oskarżonych zasiadają też księgowa, były wiceprzewodniczący zarządu regionu, pracownik administracyjny oraz kierowca. Wszystkich oskarżono o malwersacje na łączną sumę ponad 270 tysięcy złotych. Prokurator zwracał przede wszystkim uwagę na to jak społecznie odbierane jest takie przestępstwo. Z jednej strony oskarżeni cieszyli się zaufaniem i wydawałoby się nienagannie pracowali, ale równocześnie fałszowali rachunki, nielegalnie pobierali pieniądze z konta związku czy przedstawili fałszywe faktury: "W działaniach tych widać było ewidentny wyraz arogancji i lekceważenia prawa". Ale na arogancji tylko wobec prawa się nie kończyło: "Wśród środków, które zostały przywłaszczone były środki na pomoc dla strajkujących. Pozwolę sobie bez komentarza pozostawić to, że sprzeniewierzone zostały środki nawet na zakup wieńców pod pomnik". Prokurator użył nawet określenia, że wykorzystywanie pieniędzy świadczyło o istnieniu prywatnego rancza w zarządzie regionu. Co na to druga strona przekonamy się jutro, kiedy sąd wysłucha co mają do powiedzenia oskarżeni i ich obrońcy. Nieprawidłowości finansowe w zarządzie regionu śląsko-dąbrowskiej Solidarności miały miejsce w połowie lat 90. Zostały wykryte w 1997 roku po wewnętrznej kontroli. Znaczna część zagarniętych pieniędzy została zwrócona.

21:20