Negocjacje z Unią są twarde albo miękkie, absorbcja funduszy strukturalnych, płatnicy brutto i netto i cała masa podobnych terminów oraz pseudofachowych określeń. Na co dzień stykamy się z nowomową, równie bełkotliwą formą polszczyzny jak język propagandy z epoki PRL.

Oto jak politycy wyjaśniają nam - zawiłą problematykę „akcesji” i „integracji”: Ta prpozycja nie wpłynęła do nas oficjalnie. Znamy ją na razie na etapie konsultacji. Musimy zapoznać się, jak jest sformułowana formalna propozycja strony unijnej. Natomiast generalnie... Itd. Formalne sformułowania, które staję się masłem maślanym z nadrukiem „Unia Europejska”.

A przecież nie chodzi o wyłącznie o Unię. Wina leży po stronie naszych działaczy i ich bełkotliwego języka.

Oto analiza języka naszych pro- i anty-unijnych polityków. Grażyna Bekier rozmawiała z Bronisławem Majem, wykładowcą literatury polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Posłuchaj:

17:05