Desperacka walka pracowników zakładu rybnego "Koga" w Helu o miejsca pracy trwa. Przed Urząd Wojewódzki w Gdańsku przyjechała kilkunastoosobowa delegacja protestujących, by zwrócić uwagę wojewody na swój problem. Od początku roku pracownicy "Kogi" nie dostają wynagrodzeń, a od dziś są już oficjalnie na bruku. Przede wszystkim żądają zapłaty zaległych wynagrodzeń.

Pikieta była jedynie moralnym zwycięstwem, niczego dziś raczej nie zmieni. W drodze do Gdańska dowiedzieli się, że wojewody nie ma w urzędzie a mimo to zdecydowali się wyjść na ulicę. Są po prostu zdesperowani:

Od trzech tygodni trwa też okupacja zakładów rybnych. Na terenie firmy protestuje 50 pracowników, część z nich głoduje. Wczoraj z powodu odwodnienia do szpitala trafiły dwie kobiety, dziś kolejne dwie osoby. Jednak jak twierdzą bronią swojego prawa do godnego życia. Niektórym z nich grozi eksmisja, ponieważ nie płacą czynszu a w Helu pracy nie ma. Dla nich jest to po prostu być albo nie być. Protestujący zapowiadają, że jeżeli głodówka nie przyniesie rezultatów, to wyjdą na ulicę i rozbiją namioty pod Urzędem Miasta. Według nich, to nie jest walka o pieniądze, tylko o przetrwanie. Ponadto szefowie firmy zamiast pieniędzy wręczyli pracownikom wypowiedzenia.

Trzy lata temu ówczesną "Kogę" upadającą państwową firmę, największy zakład w Helu kupiła gdańska korporacja handlowa. Według pracowników jej nowy właściciel zamiast w nią inwestować, czerpał jedynie zyski i doprowadził do zadłużenia firmy.

foto Kamil Szyposzyński RMF FM

13:10