Przygotowując reportaże w niemieckim Görlitz postanowiłem zajrzeć do Zgorzelca, by kupić sobie moje ulubione serki w sklepie spożywczym.

Zajrzałem sobie więc do niewielkiego sklepu na ulicy biegnącej równolegle do Nysy. Przeglądając regały zwróciłem uwagę na włoszczyznę, która leżała na półce przy drzwiach. Była wyjątkowa, gdyż na marchewce wyrosła sobie wysokiej jakości pleśń. Przypomniały mi się czasy podstawówki. Jakieś 20 lat temu dostałbym na lekcji biologii piątkę za wyhodowanie takiej sztuki.

Podszedłem do lady i zanim wymówiłem pierwsze słowo usłyszałem ..PROSZĘ (ton w jakim wypowiedziała młoda ekspedientka to słowo zabrzmiało identycznie jak proszę w Misiu – scena w barze mlecznym). Zwróciłem uwagę, że na półce leży sobie włoszczyzna z pleśnią. Usłyszałem tylko ironiczne – DOBRZE. Próbowałem zachęcić panią do wyrzucenia warzyw do śmieci, ale po raz drugi usłyszałem – DOBRZE (tłum. pocałuj mnie frajerze w d....)

No cóż skuliłem uszy i wyszedłem i jestem pewien, że się nie przewidziałem. To nie był serek pleśniowy... :-)