Jedni chcą zajrzeć do swych teczek, inni teczki przynoszą. Od ujawnienia list zasobów IPN w Warszawie w lubelskim oddziale Instytutu drzwi praktycznie się nie zamykają, a na biurku dyrektora rośnie liczba podań chętnych do pracy w tej instytucji.

Już teraz jest ich ponad 100. Tylko wczoraj zgłosiło się do nas 30 chętnych – mówi Andrzej Borys, dyrektor oddziału. Tyle, że posadę otrzymają góra trzy osoby. Wstępnie – dodaje – wyłowimy archiwistów. I z tej grupy będziemy dopiero wybierać osoby do rozmów kwalifikacyjnych.

Szczęśliwcy dostaną na początek dwie umowy terminowe i maksymalnie tysiąc złotych na rękę, czyli i szanse, i pieniądze raczej niewielkie. Część z dwóch milionów, które dał rząd, pójdzie na usprzętowienie.

Pytanie zatem co ciągnie tych ludzi do IPN? Czyżby możliwość wydobycia i poznania tajemnej wiedzy z teczek? Myślę, że przede wszystkim brak pracy w Lublinie.