Do tej pory myślałem, że kultura należy do sfery zjawisk nie dających się łatwo zmierzyć. Bo w końcu jak zliczyć ulotne momenty zadumy, czy niepoliczalne chwile wzruszeń?
Można oczywiście próbować liczyć książki czytane/wydawane w Polsce, czy szacować liczbę widzów na teatralnych spektaklach w tym czy innym mieście. Ale okazuje się, że można jeszcze inaczej. Dokładniej, precyzyjnie i bez pozostawiania żadnych wątpliwości.
Na metry.
Kwadratowe.
Tak liczy „kulturę” jedna z olsztyńskich spółdzielni mieszkaniowych. W czynszu jej mieszkańcy płacą składkę na działania kulturalno-oświatowe, czyli na utrzymanie osiedlowych klubów, w których odbywają się zajęcia plastyczne czy teatralne. Wysokość składki szacowana jest… od metra.
Ale jak nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Banał, ale tu wyjątkowo trafny. Spółdzielnia liczy opłaty na kulturę od metra, a nie od mieszkańca, bo tak łatwiej ułożyć plany finansowe, no i – z czym trudno polemizować – jest to wskaźnik jak najbardziej obiektywny. W odróżnieniu od liczby mieszkańców, bo ci nie zawsze zgłaszają spółdzielni, że mieszkają na jej terenie.
Przy okazji – teraz już dokładnie wiadomo, ile wart jest każdy metr kwadratowy kultury. 11 groszy miesięcznie.