​W Europie w ostatnich miesiącach miały miejsce strajki, przy których dzisiejszy protest w Polsce należy uznać za symboliczny. W Portugalii strajk trwał prawie tydzień. W Belgii w proteście wzięli udział niemal wszyscy kolejarze.

Na Zachodzie Europy kolejowe związki organizują protesty nie tylko po to, by wymusić podwyżki. Czasem zatrzymują pociągi w ramach szerszych akcji sprzeciwu wobec polityki rządów, podwyżek podatków i cięć w świadczeniach społecznych. 

Szczególnie w krajach południa Unii -  w Hiszpanii, Portugalii i Grecji - protesty kolejarzy mogą liczyć na sporą sympatię części społeczeństwa, które coraz częściej traktuje strajki jako narzędzie walki z rządową polityką drastycznych oszczędności.

Portugalia

W krajach Półwyspu Iberyjskiego w ostatnich miesiącach kilka razy odbywały się duże strajki na kolei. Jesienią w Portugalii na torach zapanował chaos, przy którym polski bałagan towarzyszący zmianom rozkładu, to igraszka. W październiku, portugalscy związkowcy strajkowali niemal przez...  tydzień.

Pracownicy odmawiali pracy przez pierwsze dwie godziny każdej zmiany. W efekcie większość pociągów została na bocznicach, zaś przyjazdy i odjazdy tych, które kursowały, nie miały wiele wspólnego z rozkładem.

Hiszpania

Hiszpanie jednodniowych strajków na kolei doświadczali ostatnio regularnie: w sierpniu, wrześniu i październiku i listopadzie. Na przykład we wrześniu nie kursowała połowa pociągów lokalnych i jedna czwarta ekspresów, a w listopadzie stanęło już dwie trzecie połączeń lokalnych i ponad trzy czwarte ekspresów.

Związkowcy protestują głównie przeciwko planom prywatyzacji. Rząd w Madrycie rozważa bowiem częściową sprzedaż sektora kolejowego. Według związków, prywatyzacja doprowadzi do zwolnienia nawet stu tysięcy ludzi i do podwyżek cen biletów.

Francja

Francuscy związkowcy również sięgali ostatnio do strajkowej broni, protestując przeciwko liberalizacji, która ich zdaniem - tak jak w Wielkiej Brytanii - skończy się "brakiem pieniędzy na utrzymanie sieci".

Ostatni strajk miał miejsce w święta. Wcześniej dotkliwy dla pasażerów protest zorganizowano w październiku. Związki informowały wtedy, że czarę goryczy przelała "prowokacyjnie niska" oferta podwyżek, o... 0,5%.

Podczas ogólnokrajowego protestu we Francji nie kursowała większość pociągów lokalnych, połowa dalekobieżnych i jedna trzecia ekspresów TGV. Nie odjechał ani jeden pociąg nocny. Według Radio France International, w dniu strajku korki na drogach dojazdowych do Paryża ciągnęły się przez 230 kilometrów.

Skala protestu i tak była stosunkowo niew

ielka, bo 30-40 procentowa, czyli zbliżona do udziału polskich kolejarzy w dzisiejszym strajku.

Belgia

Znacznie większy zasięg miał październikowy strajk na belgijskich torach. Według oceny centrali związkowej CGSP, w proteście wzięło udział nawet 90% pracowników. Akcja zatrzymała ruch kolejowy nie tylko w kraju, ale i za granicą, bo nie jeździły również międzynarodowe ekspresy, w tym Eurostar do Londynu.

Niemcy

W ostatnich latach szczególnie dotkliwe dla pasażerów były protesty największego związku zawodowego maszynistów GDL (Gewerkschaft Deutscher Lokomotivführer). Kilka lat temu, kiedy większe związki kolejarzy wywalczyły kilka procent podwyżki, maszyniści z GDL zażądali ponad 30%.

Zarząd zaproponował im 10% plus jednorazową premię 2000 euro, ale maszyniści uznali, że to za mało i doszło do strajku, który sparaliżował transport towarowy na trzy doby, a na dwie poważnie zakłócił ruch pasażerski.


"Europejska fabryka", jaką są Niemcy, miała z powodu tego strajku duże kłopoty. Porty w Hamburgu i Bremie wypełniły nieodebrane kontenery, koncerny samochodowe musiały ograniczyć produkcję.

Protest okazał się mieć znacznie mniejszy zasięg na zachodzie kraju. Tam nie kursowała połowa pociągów, podczas gdy w tzw. Nowych Landach niemal wszystkie.

Spór udało się wygasić dzięki brawurowemu ruchowi zarządu kolei, który ogłosił nabór maszynistów poza granicami Niemiec. Przyjęto do pracy prawie tysiąc pracowników.

Prowokatorzy, szantażyści i szaleńcy

Kiedy za zamkniętymi drzwiami toczą się negocjacje, przed kamerami i mikrofonami już trwa wojna na słowa. Obie strony starają się mobilizować po swojej stronie opinię publiczną.

Premier Donald Tusk ocenił, że dzisiejszy termin protestu był "nieludzki". Już od kilku dni strona rządowa oskarżała kolejarzy o to, że w czasie jednego z najzimniejszych dni w roku zamierzają użyć pasażerów w charakterze zakładników.

Minister Sławomir Nowak zwrócił się w ostatniej chwili do kolejarzy, by przełożyli protest, a związkowcy obrócili propozycję w żart, odpowiadając, że owszem - mogą przełożyć, pod warunkiem, że minister wskaże inny termin. Minister poszedł jeszcze dalej w stronę absurdu, ripostując że najlepszą datą byłby ostatni dzień lutego, którego w tym roku nie ma w kalendarzu.

Podobna wymiana uprzejmości, to standard w takich sytuacjach. Przed jedną z akcji strajkowych w Niemczech szef związków oskarżył władze kolei o to, że dopuszczają się "gwałtu na kraju i związkowcach". Prezesi nie tylko oskarżyli związkowców o szantażowanie całego kraju, ale dodatkowo zarzucili im... szaleństwo.