Nie było żadnego przecieku, a ja jestem niewinny – twierdzi były poseł SLD Andrzej Jagiełło. W sprawie posła Jagiełły jest „żelazny dowód”- nagranie jego rozmowy z miejscowym starostą. Interpretacja należy do prokuratury - komentuje tzw. aferę starachowicką szef MSWiA Krzysztof Janik.

Wszystkie informacje w środkach masowego przekazu na temat „sprawy starachowickiej" są nieprawdziwe, nierzetelne i powodują celowe wprowadzenie w błąd opinii publicznej w celu spowodowania utraty społecznego zaufania do SLD - napisał do Marka Borowskiego.

To samo mówił w ostatnią sobotę po konfrontacji w kieleckiej prokuraturze. Poseł powiedział wtedy, że powiązanych z przestępcami starachowckich samorządowców nie ostrzegał, ale przestrzegał przed braniem łapówek.

Co więcej, Jagiełło czuje się ofiarą. Skarży się na działania prokuratury i policji, które miały ograniczać jego wolność osobistą, czy też - pod groźbą - zmuszać do składania wyjaśnień.

W podobnym tonie Jagiełło wypowiadał się na zwołanej dzisiaj w Starachowicach konferencji. Był na niej kielecki reporter RMF Paweł Świąder:

4 lipca "Rzeczpospolita" poinformowała, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż były już poseł SLD Andrzej Jagiełło zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców z SLD i ostrzegł go przed planowaną akcją CBŚ. Jagiełło miał

się powołać na informacje uzyskane od wiceszefa MSWiA Zbigniewa Sobotki.

9 lipca prokuratura postawiła posłowi Jagielle zarzut utrudniania postępowania karnego przez poinformowanie starosty i wiceprzewodniczącego rady powiatu o planowanej akcji CBŚ. Grozi mu za to kara do pięciu lat więzienia.

20:10