"To, że Polacy deklarują, iż niechętnie przekazaliby 0,3 procent swojego podatku na funkcjonowanie Kościoła, to przejaw braku otwartości na wspieranie instytucji, która służy dobru wspólnemu" - mówi gość Przesłuchania w RMF FM Jarosław Gowin. "Podejrzewam, że to kwestia niezrozumienia projektu ministra Boniego. Pieniądze dla kościoła to forma rekompensaty za majątki skonfiskowane przez komunistów. Kościołom te pieniądze się należą" - dodaje.

Agnieszka Burzyńska: Michał Boni nagle ogłasza: Będzie podatkowy odpis na Kościół. Minister finansów mówi: Ja nic o tym nie wiem. Minister cyfryzacji odpowiada: Ja wszystko ustaliłem z premierem i w pośpiechu nie zdążyłem poinformować Rostowskiego. Houston, mamy problem, prawda?

Jarosław Gowin: Nie, to nie jest problem. Myślę, że bardzo szybko dojdziemy wewnątrz rządu do porozumienia w tej sprawie. Oczywiście ministra finansów - każdy niezapowiedziany, nieprzewidziany przez niego wydatek - może boleć, ale tak naprawdę ta poważna debata czeka nas nie wewnątrz rządu, a z Kościołami i z opinią publiczną.

A jak minister administracji z premierem decydują o odpisie podatkowym, to naprawdę nie dziwi to pana?

Nie, nie dziwi mnie, dlatego że to właśnie w gestii ministra Boniego jest na przykład prowadzenie obrad Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. To Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji odpowiada za współpracę z Kościołami innymi niż rzymskokatolickie.

I za podatki?

Za podatki nie - ale za odpisy podatkowe na własny Kościół - już tak.

Fundusz Kościelny pewnie pozostanie - mówił tydzień temu Jarosław Gowin. Połknie pan swój język?

Ja uważam, że pewnym Kościołom te pieniądze się należą, dlatego że to są pieniądze, które są jakąś forma rekompensaty za majątek skonfiskowany przez komunistów. Natomiast jest pytanie, w jaki sposób te pieniądze powinny być wypłacane. Czy wprost z budżetu państwa, czy z hojności, szczodrości członków Kościoła. Muszę teraz powiedzieć, nie jako minister, ale jako członek kościoła, że mnie odpowiada ten sposób zaproponowany przez ministra Boniego. Ale podkreślam raz jeszcze - potrzebna jest zgoda Kościołów - zwłaszcza Kościoła katolickiego, bo te rozwiązania, istnienie Funduszu Kościelnego, obwarowane są konkordatem.

No właśnie, czy trzeba będzie renegocjować konkordat, czy nie trzeba będzie? Czy ktoś zapytał ministra sprawiedliwości o skutki prawne tego rozwiązania.

Nie, nie rozmawialiśmy na ten temat z ministrem Bonim, ale w mojej ocenie, nawet bez konsultacji z ekspertami od prawa kościelnego, z ekspertami od umów międzynarodowych, mogę powiedzieć, że jeżeli Kościół w Polsce wyrazi zgodę na to rozwiązanie, to renegocjacja nie będzie konieczna.

A nie martwi pana taki sondaż wykonany wczoraj dla Faktów przez SMG/KRC, prawie 60 procent Polaków nie wykazuje skłonności do odpisania części swoich podatków na Kościół.

Trochę mnie martwi, bo to jest przejaw braku otwartości na wspieranie instytucji, które - jestem o tym głęboko przekonany - służą dobru wspólnemu. Mam na myśli nie tylko Kościół katolicki, ale także inne wspólnoty religijne. Ale podejrzewam, że za tym wynikiem kryje się pewne niezrozumienie sensu tego projektu ministra Boniego. Przypuszczam, że wielu respondentów uważało, że to będzie dodatkowy podatek, który będą musieli płacić.

Czyli zrozumieją, przemyślą i będzie ok. To inny sondaż, CBOS. Platforma znów w dół, o cztery procent, PiS do góry o cztery procent. Zadaje pan sobie pytanie, co się dzieje? Czy leci z nami pilot?

Leci z nami pilot. Mieliśmy świadomość, że początki będą trudne, bo te początki to będą zapowiedzi, a potem realizacja twardych reform. Taką twardą reformą jest reforma systemu emerytalnego, twardą reformą jest to, za co ja odpowiadam, czyli otwarcie dostępu do zawodów regulowanych. Na to nałożyły się jeszcze pewne błędy, które zrobiliśmy na początku kadencji, na początku funkcjonowania rządu.

No tak, ACTA, lekarze. A zirytował pana Rafał Grupiński wyskakujący nagle z wnioskiem o Trybunał Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry. Skąd ten pomysł? Czy pan zapytał, czy pan już wie?

Nie zirytował mnie Rafał Grupińskim, bo on po prostu realizuje zapowiedzi, które pamiętam jeszcze z poprzedniej kadencji. To wtedy wielu polityków Platformy, zwłaszcza nasi koledzy ze Śląska, poruszeni sprawą śmierci Barbary Blidy, zapowiadali, że po wyborach wrócą do tego projektu. Ja już wtedy się z tym wnioskiem nie zgadzałem i nie zgadzam się obecnie.

To błąd?

Nie błąd. Ale uważam, że w odniesieniu do polityków opozycji, konieczna jest maksymalna ostrożność. Demokracja to nie są po prostu rządy większości. Demokracja to są rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości, dlatego stawianie polityków opozycji przed Trybunał Stanu, jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy nie ma najmniejszych wątpliwości, że te zarzuty są zasadne. I ja te wątpliwości mam.

Po ostatnim posiedzeniu zarządu partii ma pan pewność, że wniosku o Trybunał nie będzie?

Nie jestem członkiem zarządu partii, nie wiem, jaki był jego przebieg...

Premier podobno bardzo się denerwował.

Sądząc z moich rozmów z premierem, to on również ma poważne wątpliwości, czy ten wniosek powinien być stawiany.

Czyli go nie będzie?

O ile wiem, żadna wiążąca decyzja nie zapadła.

A dostał pan po głowie od Donalda Tuska za walkę o miejsce na liście wyborczej dla Łukasza Gibały?

Nie. Nie walczyłem z prostego powodu - ze względów rodzinnych. Nie byłoby właściwe, gdybym zabiegał o miejsce dla swojego siostrzeńca.

Ale walczył w pana imieniu Grzegorz Schetyna, który dostał za to strasznie po głowie.

Nie w moim imieniu. Jeśli już, to Grzegorz Schetyna walczył w imię pewnych standardów, polegających na tym, że bez bardzo poważnych powodów nie usuwa się parlamentarzysty z listy. Natomiast - wracając do premiera Tuska - on od dawna ma świadomość, jak głębokie różnice dzieliły mnie - a teraz jeszcze głębiej dzielą - od posła Gibały.

A słyszy pan te pomruki, że za Gibałą odejdą kolejni posłowie - zmęczeni byciem jedynie maszynką do głosowania?

Nie, to jest tylko medialna hucpa Janusza Palikota. Moim zdaniem, nikt ze znaczących polityków Platformy - nie tylko posłów, ale nawet radnych miejskich i wojewódzkich - nie wybiera się do Ruchu Palikota.

Ja trochę tych pomruków słyszę. Grzegorz Schetyna, startujący w wyborach na szefa partii, ma szansę wygrać z Tuskiem?

Na razie termin wyborów jest sprawą odległą. Kto będzie startował, czy w ogóle premier Tusk będzie po raz kolejny w tych wyborach startował, kto będzie jego ewentualnym kontrkandydatem - to jest sprawa otwarta.

A pan myśli, ze premier dotrzyma słowa i nie będzie startował?

Ja myślę, że będzie bardzo silna, oddolna presja na Donalda Tuska, aby wystartował po raz kolejny. Nie widać teraz - poza nim - żadnego polityka, który byłby w stanie scalić całą Platformę.

A powie pan: "Grzegorz, daj spokój, jesteś bez szans?" Bo rezerwa dojrzewa do rzucenia rękawicy Tuskowi.

Na tym polega demokracja, że każdy ma prawo startować w wyborach. Grzegorz Schetyna jest politykiem numer dwa w Platformie, w związku z tym nie byłoby niczym zaskakującym, gdyby wystartował w wyborach na przewodniczącego partii.

Powinien?

To jest pytanie do niego.

To na koniec. Po wczorajszych demonstracjach przed kancelarią premiera i zapowiedziach kolejnych protestów - osłabła w panu pozytywna szajba deregulatora?

Nie, ja wiem, że to jest bardzo ciężka walka. Stawką w tej walce jest poszerzenie wolności gospodarczej i stworzenie setek tysięcy miejsc pracy dla grup społecznej, która jest w najtrudniejszej sytuacji, czyli dla młodych bezrobotnych.

Jechał pan ostatnio taksówką, czy boi się pan do niej wsiadać?

Ostatnio dużo spaceruję.

Woli pan nie wsiadać. Usłyszał pan coś niemiłego?

Nie. Taksówkarze są bardzo przyjazną grupą.

Czyli po prostu woli pan nie ryzykować...