Gwałtowne burze i powodzie spustoszyły południe Francji. Zginęło co najmniej 16 osób, 18 uznano za zaginione. W 15 tys. domów wciąż nie ma prądu. Wiele miejscowości jest odciętych od świata, nieprzejezdne są drogi, nie kursuje część pociągów. Dziś pogoda się poprawia.

Zła sytuacja nadal panuje w departamencie Gard, gdzie zginęło najwięcej osób. W miasteczku Aramont woda przerwała tamę. Rano w pobliżu znaleziono cztery nowe ofiary, kilka osób zaginęło.

W Gard i sąsiednich departamentach większość osób zginęła w nurtach wezbranych rzek i potoków albo w zalanych piwnicach własnych domów. Pod zwałami błota zaginęli też rolnicy. Są ofiary uderzeń piorunów. W szpitalu w Montpellier zmarł strażak przewieziony tam w stanie śpiączki.

Na miejscowości Anduze i Arles w Gard w ciągu 24 godzin spadło 500-600 mm wody - to nawet dwa razy więcej niż zwykle w ciągu 6 miesięcy. W sumie zalanych jest około stu miasteczek. Zerwanych jest 150 tys. linii telefonicznych. W dolinie Rodanu ewakuowano ponad 1,1 tys. mieszkańców. Trafili do schronisk Czerwonego Krzyża i zaimprowizowanych ośrodków pomocy, m.in. w koszarach i centrach handlowych. Między Nimes i Awinionem wciąż nie kursują pociągi.

Premier Jean-Pierre Raffarin obiecał natychmiastową wypłatę 10 milionów euro na potrzeby poszkodowanych mieszkańców regionu i wszczęcie specjalnych procedur odszkodowań za straty w rolnictwie.

foto Archiwum RMF

13:00