Wybory samorządowe odbędą się wcześniej i na warunkach korzystnych dla dużych ugrupowań, przede wszystkim dla SLD - takie rozwiązanie zapewne przyjmie Sejm. Opozycja protestuje i podkreśla, że zmiany w ordynacji są wprowadzane pod dyktando Sojuszu i to na dodatek w ekspresowym tempie.

Opozycja dodaje, że najwyraźniej w tych zmianach chodzi głównie o to, by wybory samorządowe odbyły się jak najszybciej, a nie o to, by Polacy wybierali wójtów, burmistrzów, czy prezydentów miast, głosując na osobę a nie na partię. Dzisiaj jednak Sejm nie podejmie decyzji o sposobie wyłaniania szefów samorządów, a tylko ustali czerwcowy termin, ograniczy liczbę radnych i zmieni sposób liczenia głosów, na korzystniejszy dla dużych ugrupowań, takich jak SLD. Te propozycje mają w Sejmie poparcie wspomnianego już SLD, Unii Pracy i Samoobrony. Opozycja twierdzi natomiast, że zmiany nie służą poprawianiu samorządu, ale korzystnej dla SLD „dystrybucji władzy”. „Orgia korupcji w samorządach.” - tak dosadnie określał to zjawisko poseł Dorn z Prawa i Sprawiedliwości. Przyjrzyjmy się tej politycznej korupcji na wybranym przykładzie. Na przykład na Dolnym Śląsku zarówno duże SLD jak i kanapowa Unia Wolności nie czekają na werdykt wyborców i już teraz ruszają z posad „bryłę prawicy”. I tak: pod koniec roku fotel marszałka województwa dolnośląskiego zajął Emilian Stańczyszyn z Unii Wolności, zastępując Jana Waszkiewicza z AWS. Tej zamianie towarzyszyły ogromne kontrowersje. W głosowaniu za odwołaniem brali udział radni, którzy w świetle prawa nie mieli już prawa głosu. Złożyli bowiem mandat radnego na rzecz mandatów poselskich i senatorskich. Poprzedni zarząd został odwołany, a na jego miejsce powołano nowy. Zawiązała się wtedy koalicja Unii Wolności z SLD, która teraz rządzi w dolnośląskiem. Opozycja uważa, że obecny zarząd działa nielegalnie, a wszelkie ustawy przez niego podejmowane w świetle prawa są nieważne.

Foto: Archiwum RMF

19:40