Przed 11 września nie było czytelnego ostrzeżenia przed wykorzystaniem samolotów pasażerskich do ataku na USA – powiedziała zeznająca przed niezależną komisją Kongresu szefowa Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA Coldoleeza Rice.

Jak podkreśliła Condoleeza Rice, ekipa prezydenta Busha, by zachować ciągłość działań antyterrorystycznych pozostawiła na stanowiskach szefów CIA, FBI i doradcę do spraw walki z terroryzmem z czasów Clintona. Podkreśliła, że administracja pierwszą dyrektywę przyjętą 4 września poświęciła właśnie sprawie eliminacji al-Qaedy.

Podczas przesłuchania nie zdarzyło się nic, co mogłoby administracji zaszkodzić. Condoleeza Rice była dobrze przygotowana, precyzyjna, spokojna. Republikanie twierdzą też, że była przekonująca. Demokraci zarzucają jej, że nie wyszła w swych odpowiedziach poza to, co Biały Dom do tej pory utrzymywał i przesłuchanie tak naprawdę nie przyniosło niczego nowego.

Zwolennicy Busha zwracają jednak uwagę, na przynajmniej dwa punkty, które w zeznaniu Rice ich zdaniem zabrzmiały bardziej dobitnie niż do tej pory. Po pierwsze, że szanse zapobieżenia atakowi zmniejszyły kłopoty w wymianie informacji między FBI i CIA – kłopoty związane częściowo z ograniczeniami wymuszonymi przez prawo.

Po drugie, że administracja zamiast powtarzać politykę odwetowych ataków, chciała wypracować strategię postępowania wobec Afganistanu. To jednak wymagało współpracy Pakistanu, na którą przed 11 września nie można było liczyć.