Obiecywane przez rząd rekompensaty za podwyżki cen prądu mogą nie być dla wszystkich, a tylko dla najbiedniejszych. To jeden ze scenariuszy poważne rozważanych przez Ministerstwo Aktywów Państwowych - ustalili dziennikarze RMF FM.

W tym tygodniu Urząd Regulacji Energetyki zgodził się, by Tauron podniósł swoim klientom w gospodarstwach domowych rachunki za prąd o 12 procent. Wkrótce taką zgodę zapewne wyda także dla PGE, Energi i Enei.


Rząd obiecał te podwyżki zrekompensować. Okazuje się, że jednak raczej nie wszystkim. Głównie dlatego, że nie ma na to pieniędzy. Pełne rekompensaty za prąd kosztowałyby nawet 2 miliardy złotych. Dlatego analizowane są pomysły obniżenia tego kosztu.

Na pewno będziemy dążyli do tego, żeby rekompensaty objęły wszystkich, których dotknęła podwyżka i których nie stać na to, by te rachunki płacić - mówi wiceminister aktywów państwowych Adam Gawęda.

Zaznacza, że to wstępna koncepcja. Dopytywany, czy to oznacza, że lepiej zarabiający nie mają co liczyć na rekompensaty, odpowiada, że trwają rozmowy i nic nie jest jeszcze przesądzone.

Wiceminister potwierdza, że jednym ze scenariusz jest, by te prądowe rekompensaty były rozliczane z PIT-ami, bo poszukiwane jest najprostsze i najwygodniejsze rozwiązanie.

Z naszych wcześniejszych ustaleń wynika, że najpoważniej rozważany scenariusze jest taki, że przez cały 2020 rok będziemy płacić podniesione rachunki za prąd i dopiero w 2021 będziemy mogli ubiegać się o zwrot tych nadpłaconych pieniędzy. Teraz okazuje się, że prawdopodobnie nie wszyscy.


Opracowanie: