We wtorek Rada Ministrów ma się zająć tzw. programem sześcioletnim dotyczącym restrukturyzacji polskiej armii. Program jest próbą zaplanowania reformy polskiego systemu obronnego, która jest konieczna po wejściu Polski do NATO. Przede wszystkim zakłada on redukcję polskiej armii do 150 tysięcy żołnierzy (w tej chwili jest około 200 - 220 tysięcy żolnierzy). Dotychczasowe próby zmniejszenia liczebności wojska nie przyniosły większych efektów - twierdzi minister Obrony Narodowej Bronisław Komorowski. Jego zdaniem dużym błędem było też to, że nawet jeśli wojsku udało się wygospodarować oszczędności to tylko niewielka ich część była przeznaczana na samą modernizacją. Teraz powstają odrębne plany zmian dla poszczególnych rodzajów wojsk i dla szkolnictwa wojskowego. Wszystkie dostosowane są do zasad natowskich.

I tak najważniejsze, zdaniem ministra, to zmniejszenie liczby etatów, poprzez likwidację bądź zmniejszenie pewnych jednostek i instytucji wojskowych, likwidację sprzętu, którego konserwacja i remonty zjadają ogromne pieniądze.

Poza tym oszczędności MON chce szukać też eliminując zbędne wydatki. Dziś z budżetu obronnego utrzymuje się 40 procent sportu wyczynowego. Kosztuje to mniej więcej kilkadziesiąt milionów złotych rocznie. Za te pieniądze można by utrzymać przez rok połowę dywizji (w tym miejscu dodać trzeba, że po reformie w polskiej armii będą tylko cztery dywizje). Dzięki tym i innym cięciom minister Komorowski chce zdobyć - tak zakłada plan - dodatkowe 6 miliardów złotych, które w całości miałyby zostać przeznaczone ma modernizację armii. Teraz wydatki na jej unowocześnianie stanowią około 12 procent budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej. Po zmianach miałyby dojść do poziomu 22 procent. W krajach natowskich jest to 25 procent. Pomysłodawcy programu chcą również, żeby więcej pieniędzy wydawało się na poszczególnych żołnierzy. Dziś na głowę jednego wojskowego wydaje się około 17 tysięcy dolarów rocznie, po zmianach miałoby to być około 30 tysięcy dolarów rocznie. Dzięki programowi - zakładając, że byłby on zrealizowany zgodnie z założeniami, po sześciu latach jedna trzecia polskich sił zbrojnych osiągnęłaby standard natowski zarówno pod względem wyposażenia jak i wyszkolenia żołnierzy. Polska armia tym samym dogoniłaby najsłabsze armie natowskie. Pozostaje jeszcze najważniejszy problem: pieniądze. Ministerstwo Obrony Narodowej chce, żeby ustawowo zagwarantować, że przez najbliższe sześć lat jego budżet będzie stały, nie mniejszy niż tegoroczny. Na dodatek ta sama ustawa miałaby zawierać zapis, że wszystkie pieniądze wygospodarowane w ramach oszczędności przez armie będą przeznaczane właśnie na jej reformę. Zmiany są konieczne bo NATO zaczyna nam powoli grozić palcem, że zbyt mało zrobiliśmy, żeby dostosować armię do norm obowiązujących w pakcie północnoatlantyckim. Ostatnio we wtorek podczas wizyty w Warszawie Naczelny Dowódca sił NATO w Europie generał Joseph Ralston publicznie powiedział, że Polska zbyt mało pieniędzy przeznacza na modernizację sprzętu wojskowego.

tekst Katarzyna Maćkowska RMF FM

foto Jerzy Smoliński