Nie będzie dziś kontynuacji strajku w Stoczni Gdańskiej. Do godziny 10 pracownicy zakładu mieli zdecydować, czy - tak jak w ostatni czwartek - przerwą pracę z powodu nieotrzymania zaległych wypłat. Pieniądze nie trafiły jeszcze wprawdzie na konta wszystkich oczekujących, ale stoczniowcy spodziewają się w ich w ciągu najbliższych godzin.

Od zarządu dostali deklarację, że przelewy zostały już wykonane.

To nie łagodzi jednak nastrojów wśród pracowników stoczni. To oczywiście uspokaja sytuację, ale nie oznacza, że nie będzie referendum strajkowego. My się szykujemy. Najprawdopodobniej to referendum zrobimy, ponieważ sytuacja wokół stoczni jest bardzo dynamiczna. Cały czas mówi się, że ukraiński właściciel stoczni chce dotacji ze Skarbu Państwa. To jest nieprawdą! Do ratowania stoczni potrzebna jest tylko dobra wola rządu - podkreśla Karol Guzikiewicz ze stoczniowej Solidarności. Dodaje, że głosowanie w sprawie strajku musi się odbyć, bo stoczniowcy chcą mieć możliwość legalnego kontynuowania protestu w każdej chwili. Wciąż domagają się bowiem porozumienia ukraińskiego właściciela stoczni z Agencją Rozwoju Przemysłu w sprawie przyszłości zakładu.

W czwartek niemal cała załoga stoczni przerwała pracę. Pracownicy tłumaczyli, że mają już dość otrzymywania wynagrodzeń w ratach. Z powodu  kłopotów z płynnością finansową stoczni od stycznia dostają wynagrodzenie nieregularnie, w dwóch lub trzech transzach. Ostatniej raty pensji za sierpień nie dostali zaś wcale, bo komornik zablokował stoczniowe konta.

Dziś wieczorem lub jutro rano do Polski ma przylecieć Siergiej Taruta - ukraiński miliarder, którego spółka ISD jest większościowym udziałowcem stoczni. Nie wiadomo jednak, czy dojdzie do jego spotkania z przedstawicielami mniejszościowego właściciela, czyli  Agencji Rozwoju Przemysłu. Jak mówi Jacek Łęcki, rzecznik ISD Polska, ukraiński właściciel nie chce, by Skarb Państwa ratował stocznię gotówką. ISD ma bowiem zasilić kapitał stoczni kwotą 80 milionów złotych, reszta z około 100 milionów pilnie potrzebnych środków ma pochodzić ze sprzedaży części stoczniowego mienia. Łęcki dodaje, że ARP od wielu miesięcy nie chce się zgodzić na takie rozwiązanie.