Prąd od nowego roku będzie droższy. Wnioski taryfowe od sprzedawców energii elektrycznej wpłynęły już do prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. W grudniu określi on taryfy na przyszły rok.

URE dopiero dziś zapozna się ze wszystkimi wnioskami, bo czwartek w administracji był dniem wolnym od pracy. Wnioski, które wpłynęły, zakładają jednak podwyżki.

Dziś taryfa wynosi 1,89 zł za każdą zużytą kilowatogodzinę, ale na rachunku widzimy jedynie 0,90 zł/kwh, bo resztę, prawie złotówkę, dopłaca państwo. To właśnie jest to zamrożenie cen prądu na 2023 rok, które zgodnie z obowiązującymi przepisami kończy się za dwa miesiące.  

Same opłaty dystrybucyjne i podatki, których taryfa prezesa URE nie uwzględnia, to ok. 70 groszy w każdej kilowatogodzinie - takie wartości dotyczą tegorocznych taryf.

Natomiast w złożonych właśnie wnioskach taryfowych na rok 2024, jak wynika z nieoficjalnych informacji dziennikarza RMF FM, spółki wyceniły samą dostawę energii na poziomie 70-80 groszy za kilowatogodzinę.

Wraz z opłatami dystrybucyjnymi i podatkami stawka za kilowatogodzinę będzie się więc w 2024 roku kształtować na poziomie 1,50 zł za kilowatogodzinę - to ponad 60 proc. drożej niż dziś, przy zamrożeniu cen.

Co zrobi nowa władza?

A więc jeśli rząd nic nie zrobi, to o tyle wyższe rachunki zapłacimy. Decyzję w tej sprawie najprawdopodobniej podejmie już nowa rządowa koalicja trzech środowisk - Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi oraz Nowej Lewicy. Jak zapowiadają w ostatnich przedstawiciele KO - podejmą takie działania, by wzrost cen nie był skokowy i szokowy.

Również prezes Urzędu Regulacji Energetyki mówił o potrzebie chłodzenia cen, nie mrożenia, bo przez tegoroczne zamrożenie taryfy rozjechały się z warunkami rynkowymi.

"Mrożenie cen nie jest rozwiązaniem problemu"

Mrożenie cen energii w ogóle nie jest rozwiązaniem problemu. Jest leczeniem rany tętnicy, poprzez naklejenie plasterka - mówi w RMF FM Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu biznesalert.pl. Kryzys energetyczny tu jest i nawet jeżeli zatamujemy krwotok w jednym miejscu, to krew wybija w innym - dodaje.

Ciągłe dotowanie rynku energetycznego może też zachwiać finansowymi podstawami państwa.

Kryzys energetyczny może zamienić się w kryzys gospodarczy, jeżeli wielkie wydatki na subsydiowanie cen będą dalej rosnąć - w 2023 roku mogło to być nawet 100 mld złotych - uważa Jakóbik i dodaje, że pomoc powinna być kierowana przede wszystkim do potrzebujących, ubogich energetycznie.

A kwestią odpowiedzialności polityków jest otwarte mówienie o tym, że nie możemy w nieskończoność decydować o cenie tych dóbr, jak w czasach słusznie minionych. Komuna to nie jest rozwiązanie tego problemu, musimy wrócić na rynek, chronić najsłabszych do samego końca, ale już teraz myśleć o racjonalizacji - mówi analityk

Można więc spodziewać się chłodzenia cen w połowie ich wzrostów, obniżenia zatwierdzonej taryfy do poziomu 1,10-1,20 zł za kilowatogodzinę. Jednak trzeba poczekać na szczegóły rozwiązań, mechanizmy tego dotowania energii elektrycznej. Politycy tworzącego się rządu nie chcą mówić o szczegółach, nie chcą tworzyć rozłamów w koalicji, dawać paliwa przeciwnikom politycznym do ataków, stąd w ciszy wypracowują rozwiązania.

Taryfy, o których mowa, dotyczą gospodarstw domowych. W zdecydowanie trudniejszej sytuacji są przedsiębiorcy, szczególnie ci mali i średni, którzy kupują energię po cenach rynkowych. Ta, choć obecnie tanieje, to nadal jest droga, więc właściciele firm zapłacą zdecydowanie więcej za prąd niż przeciętny Polak.

Opracowanie: