Blisko 850 tys. złotych straciło 85 osób, które zainwestowały w parabank z Bydgoszczy. Instytucja miała udzielać krótkoterminowych pożyczek. Chętnych do takiej inwestycji pozyskiwała inna firma z Tychów, zarabiająca na pośrednictwie. Do sądu wpłynął akt oskarżenia dotyczący właścicieli obu firm.

Śledztwo w sprawie rozpoczęło się po tym, jak Komisja Nadzoru Finansowego złożyła do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie. Właściciel bydgoskiej firmy nie miał bowiem zezwolenia KNF na prowadzenie działalności w formie banku. Został oskarżony o prowadzenie takiej działalności od września 2011 r. do sierpnia 2012 r. oraz o oszukanie 85 osób łącznie na ponad 846 tys. złotych.

Właścicielkę firmy z Tychów prokuratura oskarżyła o pomoc w prowadzeniu działalności bankowej bez zezwoleń. Zawierała ona bowiem z oszukanymi umowy pośrednictwa finansowego i pośredniczyła przy zawieraniu umów inwestycyjnych - w zamian za wynagrodzenie od bydgoskiej firmy (opiewające łącznie na ponad 77 tys. złotych).

Miał inwestować w pożyczki krótkoterminowe

Tyska firma szukała osób chętnych do zainwestowania pieniędzy. Za jej pośrednictwem zawierały one półroczne umowy z bydgoskim parabankiem. Wkładane sumy (od 1 tys. do 40 tys. zł) parabank miał inwestować w udzielanie pożyczek krótkoterminowych, czego jednak nie czynił.

W okresie umowy inwestorzy mieli otrzymywać część zysku w postaci oprocentowania od wkładu: od 6 proc. do 11 proc. miesięcznie. Właściciel parabanku przestał jednak wypłacać zyski i nie zwracał inwestorom zaangażowanych pieniędzy.

Jaka kara grozi oskarżonym?

Właściciel bydgoskiej firmy przyznał się do winy, ale przekonywał, że nie miał zamiaru oszukać inwestorów. W procesie może mu grozić kara do 15 lat więzienia. Właścicielka firmy z Tychów nie przyznała się - jej będzie groziło do 4,5 więzienia.

(mal)