Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair jest typowym przedstawicielem brytyjskiej klasy średniej, przywódcą centrolewicowej Partii Pracy. Prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush to typowy Teksańczyk: jego poglądy na Amerykę i sprawy świata to typowe poglądy prawicowe. Dlaczego więc, mimo tych różnic, obydwu przywódców tak mocno zjednoczyło przekonanie o konieczności wojny z Irakiem?

Obaj politycy bardzo się potrzebują. Bushowi Blair był potrzebny zwłaszcza jesienią po to, aby przekonać amerykańską Partię Demokratyczną do wsparcia kursu wojennego przeciwko Husajnowi.

Po tym, jak Demokraci wsparli Busha, Blair potrzebny był amerykańskiemu prezydentowi także za granicą. Blair jest pasjonatem, wierzy w słuszność wojny z Husajnem. Jak pisał jeden z publicystów „The Economist”, fakt, że Blair mówi płynnie po angielsku, a nie po teksańsku, dodaje mu na świecie autorytet w przekonywaniu do wojny.

Ironia polega jednak na tym, że Blair, wspomagając Busha, bardzo osłabił swoją pozycję. Coś, co wydawało się do niedawna niewyobrażalne – odejście Blaira – teraz stało się normlanym tematem rozmów w Wielkiej Brytanii.

Obaj politycy ryzykują wiele, idąc na wojnę, ale o ile ew. przegrana wojna osłabi Busha teraz, a pozbawi go urzędu dopiero w 2004 roku, to nieudana wojna dla Blaira będzie oznaczać natychmiastowy koniec kariery szefa rządu i lidera Partii Pracy.

Foto: RMF

18:30