Iryda - ten samolot to już historia. Szef resortu obrony poinformował o przerwaniu programu budowy nowego polskiego samolotu szkolno-treningowego. Iryda miała zastąpić w Dęblińskiej Szkole Orląt używane tam od lat, i wysłużone już Iskry. Tak się jednak nie stało i dziś maszyna, która jeszcze kilkanaście lat temu była nowoczesna, jest delikatnie mówiąc stara.

Czy stara oznacza zła? Pułkownik Andrzej Krajewski, który na Irydzie wylatał 200 godzin, uważa że tak jak każdy samolot wchodzący do eksploatacji – i ta maszyna miała mankamenty. Nie zawsze sprawdzała się w powietrzu. Potrzebne były zmiany np. w charakterystyce aerodynamicznej w awionice. Poza tym miała zbyt duże prędkości przy podchodzeniu do lądowania. Cześć poprawek wprowadzono szczególnie po katastrofie ze stycznia 1996 roku, kiedy to zginęło dwóch doświadczonych pilotów. Na resztę poprawek zabrakło pieniędzy. Jak mówią w resorcie obrony to z winy Mileca. Środki na Irydę utrzymywały cały zakład. Sporo przejedzono i nowy polski samolot jest już muzealnym eksponatem. Szkoda, bo włożono bardzo dużo pieniędzy. Za te samoloty zapłacił cały naród. Gdyby Iryda weszła do służby kilkanaście lat temu, mielibyśmy dziś w Dęblinie eskadrę tych maszyn.

To MON zlecił Mielcowi modernizację odrzutowców. Potem resort i WSK Mielec procesowały się o pieniądze a po upadłości WSK, samoloty przejęły od syndyka Polskie Zakłady Lotnicze. To one miały dokończyć program Iryda. Jeszcze w ubiegłorocznym budżecie zapisano na testy trzech maszyn 8 milionów złotych. "I gdzie one są?" - pytają pracownicy PZL-u. Irydy przygotowywano do lotów na święto Marynarki Wojennej, ale nie wzniosły się w niebo bez zgody dowództwa Wojsk Lotniczych. Teraz ani resort obrony ani lotnicy nie wiedzą na co stać Irydę. Tymi maszynami była zainteresowana chociażby Marynarka Wojenna. Pocięcie Iryd na żyletki to kolejne miliony złotych - oczywiście z kieszeni podatnika.

foto Krzysztof Powrózek RMF

06:00