"W kwestii reform w Grecji nie udało się zrobić zbyt wiele. Socjalistyczny rząd PASOK starał się unikać wprowadzenia głębokich reform, żeby zachować swój elektorat wyborczy" - mówi doktor Anna Visvizi, analityk polityczny i gospodarczy. Według niej Grecji potrzebny jest drugi Balcerowicz. "Inaczej Ateny nie wyjdą z kryzysu" - dodaje.

Agnieszka Witkowicz: Co Grekom udało się w kwestii reform zrobić przez ten ostatni rok?

Anna Visvizi: Trzeba powiedzieć, że w kwestii reform nie udało się zrobić zbyt wiele. Nie dlatego, że Grecy starali się i nic z tego nie wyszło. W znacznie większym stopniu trzeba podkreślić, że socjalistyczny rząd PASOK starał się unikać wprowadzenia głębokich reform, żeby zachować swój elektorat wyborczy, który w dużej mierze wywodzi się z sektora publicznego. Innymi słowy, za wszelką cenę starano się nie naruszyć sektora publicznego, oczywiście kosztem sektora prywatnego.

Jeżeli mówimy o szczegółach, na czym to polegało? To był zły kierunek reform, czy całkowity brak reform? Czy to było skierowanie się w stronę sektora publicznego?

Na pewno słyszała pani o kwestii nadmiernych wydatków ze skarbu państwa na cele polityki socjalnej. Trzeba podkreślić, że nie chodzi tu tylko o transfery socjalne, ale przede wszystkim o koszt utrzymania przerosłego sektora publicznego. Mówimy o koszcie wynagrodzeń w tym sektorze, mówimy o subsydiach dla nierentownych przedsiębiorstw państwowych, mówimy również o innych kosztach związanych z utrzymaniem przedsiębiorstw państwowych, mówimy także o koszcie utrzymania administracji lokalnej. Co zdołano zrobić? Dopiero pod silnym naciskiem Trojki, czyli przedstawicieli Komisji Europejskiej, MFW i Europejskiego Banku Centralnego od 1 listopada wprowadzono jednolity system wynagrodzeń w sektorze publicznym. Proszę sobie wyobrazić, że do 1 listopada 2011 r. pracownicy o tych samych kwalifikacjach, ale pracujący w różnych ministerstwach mieli zupełnie inne stawki wynagrodzeń. Pracownicy ministerstwa finansów mieli najwyższe stawki wynagrodzeń, często dwukrotnie lub trzykrotnie wyższe, niż stawki wynagrodzeń pracowników innych ministerstw. Trzeba również dodać, że jednolity system wynagrodzeń, który wprowadzono od 1 listopada niweluje wiele z dotychczasowych dodatków do płacy podstawowej. Należy podkreślić, że do niedawna wysokość dodatków do pensji podstawowej często przekraczała wysokość pensji podstawowej. W związku z tym można oczekiwać, że ów jednolity system wynagrodzeń przyczyni się do znakomitego obniżenia kosztu utrzymania sektora publicznego.

Czy to jest wystarczające lekarstwo? Tak jak pani mówiła, wcześniejsze reformy był przeprowadzane kosztem sektora prywatnego, a - jak wiemy - ten sektor prywatny to jest ta sfera, która napędza gospodarkę. Czy ten sektor prywatny za bardzo zdławiony? Czy będzie miał siłę na to, aby napędzać grecką gospodarkę?

Sektor prywatny został zdławiony znakomicie. To znaczy, ze przewiduje się, że w 2012 roku stracimy kolejne miejsca pracy (w 2011 r. z rynku wycofało się 130 tys. przedsiębiorców), wiele firm prywatnych zostanie zamkniętych albo zdecyduje się na przeniesienie swojej działalności za granicę. Już w tym roku ponad 5 tysięcy firm prywatnych, nie mówimy tu o małych firmach, tylko o takich zatrudniających ponad 200 pracowników, przeniosło swoją działalność do krajów sąsiednich - Bułgarii, Rumunii oraz do Turcji. Wracając do pani pytania o to, czy recepty na zmniejszenie kosztów sektora publicznego są wystarczające, trzeba podkreślić, że sektor publiczny w Grecji jest sektorem ogromnym. W latach siedemdziesiątych sektor publiczny zatrudniał ok. 200 tysięcy ludzi. Obecnie sektor ten rozrósł się do wielkości 1 200 000 - 1 250 000 ludzi (uwzględniając administrację lokalna) . Oczywiście podkreślmy, że wielkość populacji Grecji nie zwiększyła się zasadniczo od lat siedemdziesiątych. Dodatkowo można byłoby oczekiwać, że wraz z postępem technologii nie potrzebujemy takiej samej ilości pracowników do wykonywania podobnych prac. Obecnie pod naciskiem Trojki rząd Grecji zdecydował się na zmniejszenie zatrudnienia w sektorze publicznym w 2010 roku. Miało się to odbyć za pomocą tak zwanych transferów, czyli przenoszenia ludzi z jednego sektora do innego. Oczywiście nic się nie stało, bo niemożliwe jest przeniesienie np. kierowcy autobusu i zatrudnienie go jako pielęgniarza. Jednak to rozwiązanie (problemu ogromnego sektora publicznego) rząd próbował "sprzedać" Trojce. W rezultacie fiaska tej metody redukcji zatrudnienia, od listopada 2011 roku rozpoczęto tak zwany program rezerw, czyli zdecydowano że 30 tysięcy pracowników służby publicznej zostanie przeniesionych do rezerw. Połowa z nich to emeryci albo pracownicy, którym zaproponowano przejście na wcześniejszą emeryturę. Drugie 15 tysięcy to ludzie, którym zaproponowano przejście do tzw. rezerwy. Miało to polegać na tym, że przez okres 12 miesięcy będą otrzymywali wynagrodzenie do 60 procent ich pensji podstawowej. Ten schemat zmniejszenia zatrudnienia w sektorze publicznym okazał się kompletnym niewypałem, ponieważ pod koniec 2011 roku okazało się, że jedynie 700 osób zakwalifikowało się do schematu albo zostało zwolnionych. Obecnie wiele z osób, które zostały zwolnione, procesuje się. Słychać już o pierwszych wygranych sprawach. Sytuacja nie jest najlepsza i kwestia, co stanie się w przyszłości, pozostaje otwarta.

Rok 2010 i 2011 stał pod znakiem kryzysu w Grecji. Czy rok 2012 też będzie stał pod znakiem kryzysu w Grecji?

Tu warto wspomnieć, ze dzieją się też rzeczy pozytywne. Powinnam o tym wspomnieć wcześniej, że w parlamencie, to jest taki "pikantny" szczegół, pracownicy otrzymywali piętnastą i szesnastą pensje, oprócz dwunastej, trzynastej i czternastej pensji. Od grudnia pensje piętnastą i szesnastą zlikwidowano. Jednak w zamian, na mocy stosownego dekretu, wprowadzono dodatek za produktywność. Tego samego dnia, kiedy ogłoszono wprowadzenie tego dodatku, który wyrównywałby stratę piętnastej i szesnastej pensji, biuro parlamentu otrzymało 100 tysięcy telefonów, od niezadowolonych z tej decyzji obywateli Grecji. W sektorze publicznym zniesiono już trzynastą i czternastą pensję i na mocy wspomnianego wcześniej jednolitego systemu wynagrodzeń zmniejszono wypłaty niektórym pracownikom nawet o 40 procent. Wracając do pytania, czy można oczekiwać pozytywnych zmian w Grecji, to w dużej mierze zależy od wyniku wyborów parlamentarnych i od tego, kiedy się one odbędą. Jak na pewno pani pamięta, od listopada 2011 roku Grecja ma rząd tymczasowy, którego jedynym celem - według umowy leżącej u podstaw jego utworzenia - jest negocjacja programu wymiany obligacji dłużnych. Premierem rządu jest Lucas Papademos. Większość tek ministerialnych pozostaje jednak w rękach przedstawicieli partii socjalistycznej PASOK, czyli 40 ministrów jest z partii PASOK, 6 jest z partii Nea Demokratia (Nowa Demokracja), a 4 z partii prawicowo-ludowej (LAOS). Według umowy z listopada, po wynegocjowaniu umowy o de facto redukcji długu Grecji wobec wierzycieli prywatnych, wybory parlamentarne powinny się odbyć 19 lutego 2012 roku. Jednak proces negocjacji redukcji długu Grecji wydłuża się; możliwe, że nieprzypadkowo. W związku z tym wybory na pewno odbędą się później, niż zakładano. Wobec narastającego niezadowolenia społecznego partie lewicowe, właściwie partie komunistyczne, umiejętnie rozbudowują swój kapitał wyborczy. Sondaże opinii publicznej z początku grudnia wskazują, że partie komunistyczne uzyskują w sumie 27,5 procent głosów, niemal podobnie jak partia prawicowa Nea Demokratia. Problem polega na tym, że jeśli Nea Demokratia nie uzyska większości parlamentarnej możemy mieć znowu problem z procesem reform. Polega to na tym, że o ile parta Nea Demokratia deklaruje swoją gotowość do przeprowadzenie głębokich reform strukturalnych, reform a la Balcerowicz, bez większości parlamentarnej, proces reform stanie się "zakładnikiem" szantażu politycznego i zostanie zablokowany. Dlatego musimy poczekać do wyborów parlamentarnych i mieć nadzieję, że partnerzy z Unii Europejskiej zaczną wywierać większy nacisk na procesy reform, zamiast skupiać się tylko na pomocy finansowej dla Grecji. Bez głębokich reform strukturalnych nie mamy szansy na poprawę sytuacji w Grecji.

Niestety, jak patrzymy na to, co robią unijni oficjele, to widać, że dają sobie mydlić oczy. Grecy mówią, że przeprowadzą reformy. Wszyscy w to wierzą i dają następne transze pieniędzy. Przez to nie widać głębokich reform w Grecji.

Problem polega na tym, że pomoc finansowa, którą Grecja otrzymuje od maja 2010 roku, czyli bezprecedensowa kwota w wysokości 110 miliardów euro, jest wydawana w transzach. Wydanie każdej kolejnej transzy jest uzależnione od wypełnienia specyficznych kryteriów ilościowych i jakościowych. Jeśli przeczyta się raporty Trojki po kolejnej misji kontrolnej w Grecji, można zauważyć, że Trojka jest bardzo elastyczna w ocenie postępu we wdrożeniu reform ilościowych i jakościowych. To znaczy, że Trojka bardzo często pisze, że "częściowo wykonano", "widać postęp" albo "nic się nie stało". Mimo tego, że kryteria jakościowe i ilościowe nie są wypełniane, decyzja o kolejnej transzy pomocy finansowej podejmowane są w imię źle pojętego interesu Unii Europejskiej. Efekt jest taki, że Trojka stała się ofiarą nie tyle mydlenia oczu, co specjalnej strategii, dzięki której rząd socjalistycznej PASOK zamiast wprowadzać reformy, usiłuje nic nie robić, albo robić coś zupełnie innego. Na pewno słyszała pani o tak zwanym problemie basenów albo o niepłaceniu podatku przez Greków. Wydaje się to w dużej mierze skonstruowany argument. To znaczy, że jeśli spojrzeć na poziom dochodów budżetowych Grecji, poziom tych dochodów nie różni się zasadniczo od poziomu dochodów innych państw Unii Europejskiej, z wyjątkiem krajów skandynawskich, gdzie podatki są znacznie wyższe, niż w Grecji czy Polsce. Patrząc tylko na te dane można zdać sobie sprawę, że argument o niepłaceniu podatków nie jest do końca prawdziwy. Rzecz polega na tym, że te reformy, które w Polsce zostały wprowadzone na początku lat dziewięćdziesiątych i później, w Grecji cały czas pozostają problemem. Jeśli chodzi o prywatyzację, jeśli chodzi o liberalizację rynku pracy, jeśli chodzi o liberalizację gospodarki generalnie. Problem polega więc na tym, że nie chodzi o niepłacenie podatków, a o brak reform.

Czyli Grecja potrzebuje drugiego planu Balcerowicza?

Tak, Grecji potrzebny jest drugi Balcerowicz. Natychmiast.