Ponad pięciuset lubuskich pograniczników pożegna się z pracą po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Takie są szacunkowe wyliczenia Ministerstwa Finansów. Wciąż nie ma bowiem konkretnych i oficjalnych danych na temat reorganizacji pracy na zachodniej granicy.

Żaden z celników do tej pory nie wie, czy zostanie zwolniony, czy na przykład będzie się mógł starać o pracę w innych jednostkach celnych na terenie kraju. Gotowych do pracy na wschodniej granicy nie ma co prawda wielu, ale jednak są.

Już 18 osób otrzymało zgodę na przeniesienia do innych izb. To jest głównie ściana wschodnia, ale także Poznań czy Gdańsk - mówi Mariola Karaśkiewicz z Izby Celnej w Rzepinie.

Większość celników ze ściany zachodniej nie wyobraża sobie jednak przeprowadzki o kilkaset kilometrów ze Świecka do Terespola czy np. z Olszyny do Medyki.

Najbardziej denerwuje ich to, że mimo nieuniknionych zwolnień nikt nie chce im oficjalnie powiedzieć. W całej sprawie dominują wyrazy „około” i „prawdopodobnie”.

Polscy celnicy patrzą z zazdrością na swoich niemieckich kolegów, którzy od ponad dwóch lat wiedzą o tym, czy i gdzie będą pracowali po likwidacji granicy na Odrze i Nysie. Wygląda więc na to, że polski rząd, który przygotowuje reformę służby celnej od Niemców powinien się uczyć poważnego traktowania ludzi.

Władze Unii Europejskiej w jakimś sensie chcą ułatwić pracę służbom granicznym. Jednym z tematów dzisiejszego szczytu w greckim Porto Carras będzie ujednolicenie polityki imigracyjnej państw należących do Wspólnoty. Na razie co roku do Unii przedostaje się co najmniej milion nielegalnych imigrantów.

11:10