20 tysięcy razy dopuszczalną normę przekraczał poziom radioaktywności banknotów, które pewna mieszkanka Moskwy wypłaciła z... bankomatu. Kobieta odkryła to badając dozymetrem warzywa kupione na targu. Jak się jednak okazało, niespodzianka czekała na nią w portfelu.

Rosjanie często posługują się dozymetrem w obawie przed skażonymi warzywami przywożonymi do rosyjskiej stolicy ze strefy czarnobylskiej. Radioaktywnych banknotów Jelena Kryżanowska jednak się nie spodziewała. Wezwani specjaliści potwierdzili jej obawy. Pieniądze zostały co prawda wymienione na nieskażone, a kobietę zapewniono, że nic nie zagraża jej zdrowiu, ale pozostało pytaniem, jak mogło dojść do takiej sytuacji.

Władze utrzymują, że w przypadku napromieniowanych banknotów nie ma mowy o akcie terrorystycznym. Nie wiadomo jednak, jak niebezpieczne pieniądze trafiły do maszyny. Niektórzy sprawę nawet bagatelizują. Gienadij Oniszczenko, główny lekarz sanitarny kraju, twierdzi na przykład, że bardziej niebezpieczne jest promieniowanie radioaktywne w moskiewskich stacjach metra.

Jednak Anatolij Aksakow ze Stowarzyszenia Banków Regionalnych dziwi się, jak skażone pieniądze trafiły do bankomatu. To poważne pytanie, bowiem banki mają obowiązek sprawdzania poziomu radioaktywności banknotów - mówi Aksakow.

Rosyjskie media przypominają z kolei, że podobny przypadek miał miejsce rok temu i wówczas także nie wyjaśniono źródła radioaktywnego skażenia pieniędzy.