Francuska policja alarmuje, że oszustom udało się perfekcyjnie podrobić przesyłane pocztą wezwania do zapłacenia podatków. Od prawdziwych różni je tylko to, że na wysyłanych czekach zamiast "skarb państwa" widnieć ma tajemniczy skrót, który jest prawdopodobnie nazwą założonej przez oszustów zagranicznej firmy. Pieniądze trafiają więc zapewne do podatkowego... raju, a nie urzędu.

Funkcjonariusze apelują do obywateli, by uważnie sprawdzali wszystkie wezwania do płacenia podatków. W razie wątpliwości mają dzwonić do urzędów skarbowych. Policja sugeruje, że oszuści wykorzystują zamieszanie, jakie zapanowało we Francji po ogłoszeniu przez tamtejszy rząd reformy fiskalnej, która zakłada drastyczne kryzysowe podwyżki podatków. Według śledczych, niektórzy ludzie mogą myśleć, że zaczyna ona obowiązywać już teraz, a nie - jak jest to przewidziane - w przyszłym roku. Tym łatwiej wmówić im więc, że zmieniła się nazwa adresata czeków oraz sumy, które mieli zapłacić.

W ubiegłym tygodniu socjalistyczny premier Francji Jaen-Marc Ayrault zapowiedział największe od 30 lat we Francji cięcia budżetowe i podwyżki podatków. Ostrzegł, że w przyszłym roku obywatele i wielkie nadsekwańskie przedsiębiorstwa będą musieli oddać fiskusowi o 20 miliardów euro więcej podatków. Najboleśniej uderzonych po kieszeni zostanie 10 procent najbogatszych obywateli, ale więcej zapłacą nawet emeryci.

Związkowcy protestują przeciwko reformie finansów

Szef rządu wyjaśnił, że w związku z pogłębiającym się kryzysem wszyscy muszą solidarnie walczyć o uzdrowienie finansów publicznych. Reforma fiskalna ma umożliwić w przyszłym roku redukcję francuskiego deficytu budżetowego do trzech procent PKB. Protestują jednak przeciwko temu związkowcy, radykalna lewica oraz prawicowa opozycja, według której dodatkowe opodatkowanie dużych przedsiębiorstw i zamożnych obywateli sprawi, że z kraju zaczną uciekać inwestorzy.

Po niedzielnej demonstracji w Paryżu, w której wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób, rząd pospiesznie obiecał, że zapowiedziana podwyżka podatków trwać będzie tylko dwa lata. Później obywatele będą dawać fiskusowi mniej pieniędzy. Komentatorzy sugerują, że prezydent François Hollande przestraszył się antykryzysowych protestów. Precz z unijnymi cieciami budżetowymi! Precz z zamykaniem szpitali! Mówimy won tym, którzy chcą decydować o naszym losie na giełdzie! - skandowali ich uczestnicy. Wszędzie widać było portrety socjalistycznego prezydenta w formie listu gończego. Według uczestników demonstracji, Hollande państwa jest przestępcą, który gnębi najbiedniejszych.

Nie chcemy dołączyć do listy bankrutujących krajów, takich jak Grecja czy Hiszpania - Unia Europejska nie potrafi wyciągnąć nas z kryzysu! - mówił korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi młody paryżanin. Protestujemy przeciwko coraz ostrzejszemu zaciskaniu pasa! Tak samo było w Grecji - ludzie zdychają z biedy, a kryzys jest coraz większy! - tłumaczył inny Francuz. Uczestnicy demonstracji sprzeciwiali się ratyfikacji unijnego paktu fiskalnego, który zakłada zaostrzenie w większości krajów Unii Europejskiej dyscypliny budżetowej i który ma ratować pogrążający się coraz bardziej w kryzysie euroland. Wielu komentatorów podkreśla, że - według sondaży - już teraz większość Francuzów nie wierzy, że Hollande szybko wyciągnie Francję z kryzysu.