Coraz trudniejsze położenie polskich emigrantów mieszkających w Wielkiej Brytanii i kursy czytania na... kredyt - to tylko niektóre tematy porannej prasy. Zapraszamy na przegląd poniedziałkowych gazet na RMF24!

Emigracja bezdomna


Co 10 bezdomny w Londynie jest Polakiem. Fundacja "Barka" przez sześć lat pomogła ponad dwóm tysiącom polskich bezdomnych w Wielkiej Brytanii. Teraz jej londyński ośrodek może przestać istnieć - informuje poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza". Umowy o polsko-brytyjskiej współpracy w zakresie sprowadzania emigrantów do rodzinnego kraju wygasną jeszcze w tym miesiącu.

Szanse, że zostaną przedłużone, są znikome - mówi Ewa Sadowska, dyrektor brytyjskiego oddziału Barka UK. Wszystko dlatego, że Brytyjczycy chcą kontynuować wymyślony przez Polaków program pomocy, ale... na własną rękę. Fundacja, która dzieliła się z miastem pomysłami, nie jest mu już potrzebna. Jej miejsce mają zająć rodzime organizacje charytatywne - Thames Reach i The Passage. Więcej o tej sprawie w najnowszym wydaniu gazety.

Kurs z niespodzianką

Wchodzą do klas pod pozorem przedstawienia technik szybkiego uczenia się, zbierają od dzieci adresy, potem przychodzą do domów, oferując kupno kursów. Ten, kto się na nie zdecyduje, może potem zdziwić się, że... zaciągnął kredyt w banku. Taką nietypową metodę obchodzenia się z klientami stosuje Olsztyńskie Centrum Edukacyjne "Erasmus" - informuje poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza".

Choć firma ma opinię prawną, że zbieranie adresów od małoletnich jest zgodne z prawem, bo będą one wykorzystywane jedynie do nawiązania kontaktu, to zdaniem Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych firma nie powinna tego robić bez zgody rodziców. A o taką nie prosi. Kuratoria oświaty, do których rodzice zwracają się z prośbą o interwencję, odpowiadają, że nic zrobić nie mogą, bo firma jest poza ich nadzorem - czytamy w najnowszym wydaniu gazety.

Przepisy drogowe nie dla limuzyn premiera



Łatwo jest pouczać i oceniać innych. Trudniej samemu zachować dyscyplinę, o której prawi się soczyste frazesy. Okazuje się, że premier Donald Tusk jest kolejnym politykiem, który przepisy ma za nic - donosi poniedziałkowy "Fakt". Jak wyjaśnia gazeta, limuzyny, które odebrały szefa rządu z lotniska, gnały przez miasto z prędkością ponad 120 km/h!

Zgadzam się z tymi wszystkimi, którzy uważają, że politycy, którzy nakładają ograniczenia, a sami ich nie stosują, są hipokrytami - mówił niedawno szef rządu. Premier najwyraźniej ma pamięć dobrą, ale krótką - sugeruje gazeta. Więcej o "rajdzie limuzyn" po stolicy - w jej najnowszym wydaniu.