Pożar wybuchł w części produkcyjnej, przyczyną był prawdopodobnie błąd technologiczny. To wstępne ustalenia śledczych dotyczące pożaru hali na terenie stoczni w Gdańsku. To mógł być błąd naszego pracownika - potwierdza Ewa Stachurska, rzecznik poszkodowanej firmy.

Wstępnie ustalono, że źle zmieszano produkty służące do laminowania kadłubów. Niewykluczone, że odstawiono je na zbyt długo i doszło do samozapłonu.

Dla śledczych bardzo ważnym dowodem jest zapis z monitoringu hali. Zarejestrowano na nim m.in bezskuteczne próby gaszenia ognia przez pracowników.

Pożar w hali produkcyjnej na terenie Stoczni Gdańskiej wybuchł 19 stycznia. W ciągu niecałych dwóch godzin ogień zdążył strawić dach, zawaliły się stropy. Zagrożona była także jedna ze ścian, która mogła runąć na ulicę i tory tramwajowe. W hali budowane były jachty. Jednostki miały trafić do Chin, Stanów Zjednoczonych i kilku europejskich krajów. Każda warta była co najmniej 1,5 miliona euro. Starty oszacowano na kilkadziesiąt milionów złotych.

W hali produkcyjnej pracowało około 400 osób. Na szczęście nikt nie zginął.