Straciliśmy największego sojusznika - czyli Parlament Europejski - w walce o 80 mld euro z funduszy spójności, które zaproponowała w czerwcu Komisja Europejska. Eurodeputowani komisji budżetowej przyjęli rezolucje, która pod koniec miesiąca będzie stanowiskiem całego europarlamentu na listopadowy szczyt przywódców Unii Europejskiej.

Z dokumentu wynika, że europarlament opowiada się za utrzymaniem na obecnym poziomie wydatków polityki spójności, z której Polska najbardziej korzysta. "Finansowanie w ramach polityki spójności należy utrzymać przynajmniej na poziomie z okresu 2007-2013" - czytamy w dokumencie. To bardzo mało ambitna postawa. Do tej pory PE uchodził za obrońcę hojnego budżetu. Utrzymanie "na dotychczasowym poziomie" oznacza, że Polska otrzymałaby około 67 mld euro, bo tyle dostaliśmy w latach 2007-13. A przecież Komisja Europejska zaproponowała w czerwcu budżet w wysokości 988 mld., w którym wydatki na spójność rosną. Polska liczyła na 80 mld euro. Rząd obiecywał w spotach wyborczych 300 mld złotych. Propozycja Komisji to zwiększenie wydatków, ale już wiemy, że jest mało prawdopodobne wobec oporu państw członkowskich, więc w tej chwili chcemy utrzymania status-quo - przyznała w rozmowie z dziennikarką RMF FM członkini komisji budżetowej, eurodeputowana Sidonia Jędrzejewska.

Stanowisko europarlamentu bardzo źle wróży zbliżającym się negocjacjom. Jeżeli - zazwyczaj hojni - eurodeputowani nie zamierzają walczyć o więcej, to nie należy się spodziewać, że zrobią to unijne rządy. Grupa płatników netto zamierza zredukować budżetową propozycję Komisji nawet o 200 mld euro. Dodatkowym argumentem do cięć będzie stworzenie budżetu dla strefy euro. Nikt nie będzie chciał "płacić dwa razy", więc zmniejszy się pula dla wszystkich 27 krajów.