"Każdy w Polsce wie, że w zamku malborskim jest zapadania, która to służy do tego, żeby pozbywać się dzięki niej ludzi niewygodnych" - mówi Tomasz Bogdanowicz z Muzeum Zamkowego w Malborku w rozmowie z reporterem RMF FM. Zaznacza jednak, że jest to zwykły mit. Jakie tajemnice jeszcze kryje największy na świecie gotycki zamek? Przeczytajcie całą rozmowę.

Kuba Kaługa: Możemy Malbork nazwać miastem filmowym?

Tomasz Bogdanowicz: Miastem filmowym niewątpliwie tak, ale z takim przypisem na dole strony. Większość plenerów odbywała się na terenie Muzeum Zamkowego w Malborku. Na przykład teraz idziemy sobie brukiem pod górkę, pokonując to wzniesienie w kierunku Zamku Wysokiego, ale kiedy rozejrzymy się, zobaczymy przed nami panoramę całego dziedzińca Zamku Średniego z wjazdową bramą na przedzamcze. Tam właśnie, w świetle tej bramy parę lat temu stał ekran kilkunastometrowy. Mieliśmy tutaj w tę pamiętną noc lipcową jubileuszową projekcję fantastycznej produkcji "Krzyżacy". Siedziało tutaj około tysiąca osób... potężny ekran, rzutnik i tej nocy - przepysznie ciepłej, lipcowej nocy - świętowaliśmy pełną rocznicę tej produkcji. Wystawę zorganizowaliśmy z tej okazji, korzystając przede wszystkim z archiwów Muzeum Sztuki Filmowej w Łodzi. Kiedy spojrzymy z kolei na Zamek Wysoki, przed nami jest most zwodzony. Nad tym mostem rzeczywiście przechadzał się Jurand.

Zostając chwilę przy "Krzyżakach". Ile zamków tak naprawdę zagrał zamek w Malborku?

Prawdę mówiąc, trzeba by się nad tym dokładniej zastanowić. Nie chcę się pomylić. Natomiast niewątpliwie ten most zagrał - Jurand szedł tym mostem. Dalej jest brama wejściowa, przed którą w filmie Jurand stał obleczony w wór, już taki trochę pokutny wór i niezbyt zdrów na ciele. W filmie stoi przed bramą, ale to nie jest ta brama. Bramę z tej sceny zagrała brama w Kwidzynie. Nie wiadomo dlaczego.

Chociaż ekipa filmowa miała tu wszystko na wyciągnięcie ręki tutaj?

Miała na wyciągnięcie ręki tutaj, ale być może w Kwidzynie coś tam ciekawszego było zdaniem scenografa, scenarzysty, nie wiem kogo jeszcze. To był 1961 rok, ja się rodziłem właśnie. Jurand, stał tutaj i patrzył w lewo w tej scenie pod bramą: "on ogląda się w lewo i widzi". Cóż widzi? Oglądamy się w lewo i widzimy wieżyczkę i tu dalej pogromcy mitów ciąg dalszy - tą wieżyczkę, mówiąc żargonem ludzi, którzy nie powinni tak mówić, czyli muzealników, nazywamy "Danuśka".

Bo miałaby to być niby wieża zamku w Szczytnie?

Wieża zamku w Szczytnie, z której to dobiegał Juranda stojącego u bram zawodny śpiew owej niewiasty. Rzeczywiście nie było tutaj Danuśki.

"Krzyżacy" to oczywiście jedna tylko z produkcji, w sumie było ich kilkanaście, kilkadziesiąt?

Nie wiem, czy również w tych filmach możemy umieścić takie oświatowo-fabularne. Gdybyśmy je umieścili, to może nawet do 50 byśmy się zbliżyli. Ale takich stricte fabularnych to myślę, że ponad 20, koło 30. Ten pogłos, który słyszymy bierze się stąd, że weszliśmy do celi "Witold". Ta cela, jest celą, zza której to krat widać było smętne oczy pana Mikulskiego, który patrzył w kierunku odchodzącej wycieczki, prowadzonej przez piękną panią przewodnik.

Tu już jesteśmy przy "Panu Samochodziku i templariuszach".

Tak jest. "Pan Samochodzik i templariusze" to z kolei, jeżeli już tak rocznicowo się jakoś rozwijamy, to był to rok 1972. Kiedy tutaj pan Mikulski z całą ekipą był, my w 2012 roku, zrobiliśmy z okazji tejże rocznicy takie małe święto - konkurs internetowy na temat wiedzy o "Panu Samochodziku i templariuszach". Nagrodą za ten konkurs było zdjęcie właśnie tej kraty z autografem pana Mikulskiego i cała Polska tutaj zgłaszała swoją wiedzę na temat samej produkcji "Pana Samochodzika i templariuszy". Z innych znanych produkcji to "Królowa Bona", "Król Olch".

Pół roku trwała ta produkcja bodajże.

I to jeszcze na raty. Raz latem, raz jesienią, w różnych miejscach. Był jeszcze "Pan Twardowski". Produkcja edukacyjna może, ale może i fabularna, tutaj nie chciałbym się spierać. "Przyłbica i kaptury", piękna fabuła. "Wiedźmin" i odcinkowa wersja została tutaj nakręcona i ta filmowa. Również te przestrzenie były miejscem realizacji tych pomysłów. Dziedziniec był miejscem, gdzie rzeczywiście pan Malkovich sobie wędrował i kreacje aktorskie uskuteczniał.

Ten ostatni film - "Stawka większa niż śmierć".

Z kolei to było, jak to w filmie najczęściej, kłamstwo. To nie grał Malbork, tylko grał Królewiec.

A wracając jeszcze do "Pana Samochodzika i templariuszy" - jest taka scena, kiedy przewodniczka opowiada, jak to pozbywano się niechcianych gości, niepożądanych osób, jak to było w rzeczywistości?

To jest miejsce, w którym znajduje się ta dziwna, zdaniem pani przewodnik w filmie "Pan Samochodzik i templariusze", zapadnia, która całą Polskę obiegła. I teraz każdy w Polsce wie, że w zamku malborskim jest zapadania, która to służy do tego, żeby pozbywać się dzięki niej ludzi niewygodnych.

Ile ma to wspólnego z prawdą?

Minus nieskończoność.

Czyli to zupełny mit?

Należałoby sobie zadać pytanie, czy jest sens, aby w zamku malborskim w części klasztornej, gdzie obowiązywała klauzula, był taki sposób pozbywania się ludzi. Wydaje mi się, że jest to sposób zupełnie anachroniczny, bo w praktyce wiemy, i są na to źródła mówiące nam o tym, że pozbywano się ludzi przez najzwyklejsze morderstwa. Takie nawet w biały dzień, czy późnym popołudniem.

Nikt nie musiał tego ukradkiem robić?

Były też inne sposoby. Natomiast to mogłoby się wydarzyć w miejscu, gdzie nie byłoby klauzuli, nie byłoby klasztoru, gdzie może ktoś chciałby odwrócić uwagę. Natomiast tutaj nikt z tzw. osób świeckich, które byłyby na przykład szpiegami, dyplomatami, te osoby nie mogły się tutaj znaleźć, bo tu była klauzula, więc gdyby one zniknęły, nikt nie szukałby ich. To nie byłaby sytuacja taka, że "o, Franek nie wrócił z roboty dzisiaj, zobaczmy gdzie on był" i teraz idziemy śladem i szukamy odcisków. To jest niemożliwe. Nie było tutaj takiej zapadni.

A to jest mit, który pokutuje? Przyjeżdżają turyści, mówią "o, to tutaj ta zapadnia z filmu"?

Wszyscy. To znaczy, że wszyscy mamy telewizję i wszyscy słuchają radia.

Rzeczywiście tak jest?

Rzeczywiście tak jest. Większość osób pyta: "a gdzie jest ten diabełek, co pokazuje ową zapadnię, że tam szybciutko trzeba biec w kierunku Gdańska, żeby zobaczyć ową zapadnię?". Fantastycznie, to znaczy, że to żyje. To może jest dobry znak, może niepotrzebnie demitologizujemy tę sytuację.

A co tłumaczycie wtedy zwiedzającym?

To jest wieża zwana Gdanisko - możemy troszeczkę podumać na temat etymologii tego słowa, że jest to niby ta wieża, skierowana w kierunku Gdańska, a Niemcy Gdańska nie lubili i coś tam wypinali w kierunku Gdańska. Dosyć naginana teoria. Zostawmy zatem etymologię. Natomiast niewątpliwie jest to wieża ostatecznej obrony, tzw. refugium. Miejsce, gdzie w razie napadu na Zamek Wysoki załoga wycofuje się do tej wieży korytarzem wiszącym. W owej części, odbudowanej przed wojną przez Steinbrechta, zabrakło tej części drewnianej, która była w średniowieczu palona i załoga chroniła się w owej wieży i czekała na odsiecz. Bo czym brano zamki? Głodem. A tutaj wystarczyło zapasów na łagodny okres, w którym mogły przyjść jakieś pomocne wojska, które wyzwoliły obleganych.