"Jeśli będziemy dużo piracić, to autorom nie będzie się opłacało wydawać książek. Pokażmy im: kupujemy wasze książki, bo doceniamy to, co robicie" - mówi gość "Dania do Myślenia" w RMF Classic, Martyna Bednarczyk z firmy księgarsko-internetowej Virtualo. Firma ta przeprowadziła badania, z których wynika, że 1/3 użytkowników e-booków, oprócz legalnych, korzysta również z nielegalnych źródeł. "Wstępne dane mówią o 250 mln złotych rocznie, które artyści na tym tracą" - dodaje Bednarczyk. Co jest przyczyną nielegalnego ściągania z internetu? "Często jest to cena i niedostępność niektórych tytułów" - odpowiada gość RMF Classic. Martyna Bednarczyk zaznacza, że e-booki nie są drogie, bo "ceny oscylują wokół 14 złotych". Dodaje, że z dostępnością również nie ma problemu, ponieważ "jest 50 tys. tytułów, które możemy ściągnąć". E-booki wyprą książki drukowane? "Nie walczymy z książkami drukowanymi. Zakładamy, że e-book i książka drukowana będą współistniały" - mówi gość RMF Classic.

Tomasz Skory: Z sondażu przeprowadzonego na blisko 2 tysiącach aktywnych czytelników e-booków wynika, że 1/3 z nich, poza legalnymi, opłaconymi, korzysta też z książek z nielegalnych źródeł. A wszyscy uważają, że robi tak co drugi czytelnik. Zapytam przewrotnie: pani się dziwi? Przecież to takie łatwe.

Martyna Bednarczyk: Bardzo łatwe, ale czy wszystko co jest łatwe, jest dobre? Czy musimy zawsze łatwo i w taki sposób? Tak naprawdę, jak mówimy sobie o przyczynach tego, dlaczego ludzie ściągają nielegalne e-booki, często powodem jest cena czy niedostępność tytułów niektórych poszukiwanych przez czytelników. Natomiast wystarczy zajrzeć do tych legalnych źródeł, do legalnych księgarni, żeby sprawdzić, czy ta cena nie jest aż tak wysoka. Wiele książek jest tańszych o 50, 60 proc. i dostępność tytułów też jest ogromna w tym momencie. To jest praktycznie 50 tysięcy tytułów, które możemy ściągnąć legalnie

50 tysięcy? Proszę wybaczyć, pani żartuje! 50 tysięcy przy ogromie literatury dostępnej. Myślę, że w nielegalnych źródłach jest parę razy więcej tych książek dostępnych.

Jasne, ale też musimy zwrócić uwagę na to, że ten rynek się dopiero w Polsce rozwija, to jest jakieś 5,7 lat. Więc nie możemy od razu wymagać, żeby wszystkie książki, które były wydane lat temu 10, 50, 100 były od razu dostępne. To jest jakby proces, który musi chwilę potrwać.

Można mieć w tej sprawie mieszane uczucia, mówię o piractwie, bo z jednej strony mamy katastrofalne statystyki czytelnictwa: 2/3 Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki - żadnej! - papierowej, elektronicznej... Połowa z trudem potrafi przebrnąć przez 3 strony maszynopisu a z drugiej strony piractwo. Może warto zapłacić tę cenę, żeby słowo pisane nie zanikło?

Tylko też zwróćmy uwagę na taki fakt, że jeśli będziemy dużo piracić, to autorom nie będzie się w tym momencie opłacało wydawać książek, bo to jest też dla nich wymierna korzyść - to, że docenimy ich pracę. Nie tylko w sposób finansowy, oczywiście też, ale po prostu pokażemy im: słuchajcie kupujemy wasze książki, bo to jest fajne, bo doceniamy to, co robicie. Dlaczego nie spojrzeć na to od tej strony?


Czyli zostałaby nam po rozwinięciu się tego scenariusza masa grafomanii, tyle że za darmo, tak? Tak jak w internecie to dość często bywa z innymi dziełami...

Grafomanii nie musimy kupować. Teraz mamy dużo opcji, żeby sprawdzić wcześniej, sprawdzić fragment takiej książki. Są serwisy, które polecają, na których są opinie. Nie musimy wydawać pieniędzy na książki, które są kiepskie. Kupujmy to, co jest wartościowe, to co jest dobre.

Czy badanie odpowiada na pytanie, dlaczego my korzystamy właściwie z pirackich książek na taką skalę? Czy to jest łatwość zdobycia, powszechne przyzwolenie - no nie oszukujmy się ono istnieje. Czy to jest czasem wręcz oczekiwanie od studentów? Bywa, że się oczekuje, że student sobie poradzi  po prostu, a może kompletnie martwe prawo, które najzwyczajniej w świecie nikogo nie niepokoi za sprowadzanie nielegalnych e-booków. Co to jest?

Rzeczywiście bardzo często jest tak, że te nielegalne e-booki pozyskują osoby, które powiedzmy mają jakieś duże wydatki i nie chcą przeznaczyć pieniądzę na książki. Chciałyby je mieć, ale nie mają źródeł finansowych, żeby te książki sobie kupić.

A widzi pani, czyli jednak drogie?

No właśnie nie do końca. Takie jest ogólne przekonanie, że one są drogie, ale one nie są drogie. Jakby pan zajrzał dzisiaj do którejkolwiek z polskich księgarni internetowych, które sprzedają e-booki, zobaczyłby pan ceny e-booków, które oscylują wokół złotych 14, 19. Promocje rzędu 60 proc. To są naprawdę ogromne przeceny i te książki są relatywnie tanie. Średnia cena takiej książki to jest około 19, 20 złotych. To naprawdę nie jest aż tak dużo, jak na dobrą książkę, dobrej jakości.

Ale tak się jakoś składa, że w Polsce piractwo ma skalę 50 proc. czytelników a w Wielkiej Brytanii zaledwie 1 proc. Skąd  się ta różnica bierze?

Czytałam na ten temat taką ciekawą opinię i wydaje mi się, że jest w tym dużo prawdy - tzn. tam badacze, jak podsumowali te wyniki badań, to stwierdzili, że może to wynikać z tego, że powiedzmy - jak są piosenkarze czy jacyś artyści, ich utwory piracimy częściej, bo mamy takie poczucie, że te pieniądze, że oni przeznaczają na taki luksusowy styl życia, na imprezy, na alkohol, na narkotyki, coś w tym stylu a autorzy, pisarze są to osoby, które po prostu tworzą dobre rzeczy, żyją skromnie, ale też chcą za tą pracę wynagrodzenia

Są jakby bardziej artystami niż celebrytami...

...w związku z tym nie przeznaczą na imprezy tylko na normalne życie.

A to bardzo ciekawy społeczny taki aspekt postrzegania różnić między artystami. Artyści rozumiem estrady i kina są osobami chyba mnie "wartościowymi" w związku z tym niż twórcy literatury.

Nie powiedziałabym, że są mniej wartościowymi, ale takie było jedno z wytłumaczeń, że może to właśnie wynikać z tego, że chętniej kupują Brytyjczycy te legalne książki niż legalne płyty, bo mają poczucie, że ich pieniądze są lepiej ulokowane w tym momencie.

Mówimy o rynku w księgarstwie, ale w gruncie rzeczy chodzi o ochronę praw autorskich, czyli pieniądze należne twórcom, tak jak pani powiedziała. Ile oni tracą na takiej pirackiej dystrybucji?

To jest trudno oszacować, natomiast takie wstępne dane przedstawione trzy lata temu mówią o 250 milionach złotych rocznie. To są ogromne kwoty, my szacujemy, że może być to trochę mniejsza kwota, może to być powiedzmy w tym roku 85 milionów. Natomiast tak czy inaczej jest to bardzo duża kwota.

Czy walcząc z e-bookowym piractwem przy pomocy akcji - bo jest taka akcja - "Czytam legalnie, a Ty?". Taka zaczepka ze strony młodych autorów. Pani bierze pod uwagę, ze korzystający z dostępu do pirackich kopii czytelnicy robią w gruncie rzeczy coś bardzo podobnego, jak twórcy e-booków zrobili właśnie tradycyjnym księgarniom - tzn. wyślizgują je z rynku po prostu?

A my wyślizgujemy z rynku tradycyjne księgarnie?

No jakoś tak się składa, że księgarnie internetowe się rozwijają a te tradycyjne papierowe się zwijają, więc chyba coś w tym jest...

To znaczy powiem tak....

Naturalna kolej rzeczy, rozwój cywilizacji, technologii...

My nie walczymy z książkami drukowanymi. Zakładamy sobie, że książka drukowana i e-book będą współistniały, bo nie ma opcji, że w tym momencie e-book pokona książkę drukowaną i zajmie 100 proc. rynku. Ja w to nie wierzę, to jest po prostu...

...no w tej chwili nie, ale za czas jakiś.

może...

...kiedy proces produkcyjny książek tradycyjnych stanie się aż tak drogi, że już naprawdę tylko ekscentrycy będą sobie pozwalali na dzieła na papierze?

Nie do końca w to wierzę. Teraz też jak popatrzymy na muzykę, też był taki okres zafascynowania mp3 a teraz coraz więcej osób wraca na przykład do winyli , tak?

To może troszkę dziwaczne, ale faktem jest, że tak się właśnie dzieje.

Co można zrobić ze swoim legalnie nabytym e-bookiem, żeby nie naruszać zasad? Czy można go pożyczać, odsprzedać? Przeczytaj całą rozmowę na rmfclassic