Zakończył się najdłuższy tenisowy pojedynek w historii. Po 11 godzinach i pięciu minutach John Isner pokonał na trawiastych kortach Wimbledonu Nicolasa Mahuta 6:4, 3:6, 6:7 (7-9), 7:6 (7-3), 70:68.

Mecz rozpoczął się we wtorek po południu i był dwukrotnie przerywany z powodu zapadających ciemności. W sumie trzydniowe spotkanie trwało 11 godzin i pięć minut, a sam decydujący set - osiem godzin i 11 minut.

Dotychczas najdłużej w Wielkim Szlemie trwało spotkanie Fabrice'a Santoro i Arnauda Clementa w 2004 roku na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa w Paryżu - sześć godzin i 33 minuty. O siedem minut dłużej w Pucharze Davisa walczyli w ubiegłym sezonie Chris Eaton z Jamesem Wardem. Natomiast w Wimbledonie rekord wynosił dotychczas pięć godzin i 28 minut, a należał do Grega Holmes'a i Todda Witskena (1989).

Już w środę wieczorem te osiągnięcia zostały poprawione przez Isnera i Mahuta. Grę przerwano wówczas przy stanie 59:59, po siedmiu godzinach i sześciu minutach gry w decydującej partii.

Również we wtorek słaba widoczność o zmierzchu spowodowała przełożenie pojedynku na dzień następny. Na tablicy kortu numer 18. widniał wówczas wynik: Mahut - Isner 4:6, 6:3, 7:6 (9-7), 6:7 (3-7).

W trzecim dniu rywalizacji obaj tenisiści utrzymywali nadal swoje podania do stanu 68:68, gdy doszło do przełamania Mahuta. Chwilę później Isner rozstrzygnął losy meczu. Odnotował w nim 111 asów serwisowych przy 103 asach Francuza. W meczu rozegrano 183 gemy, z czego 138 w ostatniej partii.

Czuję, że jestem trochę zmęczony - powiedział ze śmiechem Isner po tym, jak wywalczył awans do drugiej rundy Wimbledonu. Amerykanin zdobył mniej punktów od Mahuta (478-502) i miał więcej niewymuszonych błędów (52-39), ale lepiej od rywala wypadł w statystykach wygrywających uderzeń (246-244), asów (112-103) i podwójnych błędów serwisowych (10-21). Wykorzystał dwie z 14 szans na przełamanie podania, a sam obronił jedną z trzech.