To był bardzo udany sezon dla Jakuba Przygońskiego. Z powodu pandemii koronawirusa kierowca Orlen Teamu musiał wprawdzie skupić się na krajowej rywalizacji, ale postawił na różnorodność, a to zaowocowało trzema medalami. Przygoński został mistrzem Polski w rajdach terenowych i w drifcie, a listę jego sukcesów uzupełniło wicemistrzostwo wywalczone w rallycrossie. „Duża liczba pucharów przyjechała do domu” – przyznaje kierowca w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Patrykiem Serwańskim.

Patryk Serwański: W tym roku rajdowo-wyścigowy sezon w Polsce był krótki, ale wykorzystałeś go w stu procentach.

Jakub Przygoński: Mnóstwo sukcesów i bardzo się cieszę, bo to był trudny sezon. Oczywiście cały rok jest bardzo trudny dla wszystkich, ale my staraliśmy się go wykorzystać najmocniej, jak to możliwe. Z tego się bardzo cieszę. W ostatnim miesiącu co tydzień siedziałem w innym samochodzie. To było też potężne wyzwanie, żeby wygrać dakarówką, przesiąść się do samochodu driftowego i znów wygrać, a na koniec wsiąść do zupełnie innego samochodu rallycrossowego. Mnóstwo stresu, ale na koniec dało nam to potężne rezultaty.

Miałeś oczywiście inne plany startowe na ten sezon. Jak zatem oceniasz te sukcesy, ich znaczenie?

Trudny, dziwny rok. Celem było to, by mimo wszystko wyjść z niego zwycięsko, a nie rozłożyć ręce. Mam dużo wyjeżdżonych godzin, jestem dobrze przygotowany. Czuję się mocny przed Dakarem i to jest bardzo ważne. Oczywiście mnóstwo zawodów zostało odwołanych. Cały Puchar Świata w rajdach terenowych nie mógł się odbyć. W różnych krajach różnie podchodzono do pandemii i to stwarzało problemy, ale będę ten sezon dobrze wspominał. Było intensywnie. Musiałem się przystosowywać, a to powinno pomóc w tym, by być szybszym na Dakarze.

Zmiana nawierzchni, samochodów, inne zasady rywalizacji w poszczególnych cyklach. Trzeba było się umiejętnie i szybko przestawiać.

Zmiana aut i ilość stresu, która była z tym związana, konieczność szybkiej adaptacji - to wszystko się przyda. Dakar to jedna wielka improwizacja, a taki był właśnie ten sezon. Rallycross dał mi dużo nowej wiedzy w takim moim motorsportowym spojrzeniu na samochód. Bardzo dużo nowych ustawień, których dotychczas nie testowałem. Wiem, że mam bardzo dobrą reakcję startową. W rallyrossie w tym roku wygrałem największą liczbę startów, a w tym sporcie to niezbędne. To wszystko zmierza do tego, że jestem w stanie ekstremalnie szybko przyspieszać. Każda milisekunda ma wpływ na prędkość. To dla mnie zupełnie inne doznania niż w rajdach terenowych.

Co cię zaskoczyło w tym roku, jeśli chodzi o rywalizację na krajowym podwórku? Mogłeś się jej dokładnie przyjrzeć.

Na pewno w tym roku wszyscy starali się wykorzystać każdy start na maksa. Było widać radość z możliwości rywalizowania, bo przecież ten okres był krótki. Wszyscy byli zmotywowani, by ten czas wykorzystać. W każdej serii, w której brałem udział, dużo się działo. Rywalizacja była mocna. W drifcie z Pawłem Trelą walczyliśmy do samego końca. W rallycrossie ze Zbigniewem Staniszewskim także do samego końca. Po prostu przyjeżdżaliśmy na zawody i staraliśmy się wygrywać. Z takim nastawieniem trzeba było być cały czas skoncentrowanym. Samochody musiały być dobrze przygotowane. Cieszę się, że ten okres już za mną. Teraz, co prawda, trenuję fizycznie, ale głowa w końcu odpoczywa.

Przy twoim doświadczeniu i pozycji w naszej rajdowej hierarchii wszystko jest dość proste. Kiedy pojawia się Jakub Przygoński, to eksperci, kibice, rywale spodziewają się, że będziesz w czołówce. Trudno sprostać oczekiwaniom, gdy startuje się na kilku różnorodnych frontach?

Jest inaczej, gdy zaczynasz i nie jesteś na świeczniku, a inaczej, gdy wszyscy mają wobec ciebie oczekiwania. To duża i trudna sztuka. Obciąża i męczy. Cieszę się, że udało się odnieść sukcesy, ale dobrze, że to już za mną. Decyzję dotyczącą rallycrossu podjęliśmy niedługo przed startem sezonu. Trzeba było szybko się przygotować, wejść w nową dyscyplinę, kolejne tajniki. A w rallycrossie dużo niuansów ma znaczenie. Było sporo stresów, ale udało się spełnić oczekiwania.

Rajdy terenowe to w pewnym sensie samotność na długiej trasie. A jak się czułeś w tym tłoku w rallycrossowym sprincie?

Jest bardzo agresywnie, jedziemy blisko, drzwi w drzwi. Gdy tych sześć samochodów startuje naraz i wszyscy muszą się zmieścić w pierwszym zakręcie, wtedy robi się naprawdę gorąco. Jest małe przyzwolenie sędziów, że samochody mogą się lekko obijać. Czasami czekasz na lekkie uderzenie z tyłu w zderzak albo wiesz, że gdzieś się nie zmieścisz. Trzeba mieć naprawdę bardzo czystą głowę, szybko podejmować odpowiednie ruchy, by wepchnąć się przed rywala. To było fajne wyzwanie.

Opracowanie: