Polska pokonała w Katowicach USA 3:2 (25:22, 19:25, 13:25, 30:28,18:16) i w siódmym występie w tegorocznej edycji Ligi Światowej siatkarzy odniosła trzecie zwycięstwo. W niedzielę oba zespoły zmierzą się we Wrocławiu.

Kapitan polskiej reprezentacji Marcin Możdżonek mówił przed meczem, że przemeblowany personalnie zespół amerykański jest dobrze rozpracowany przez sztab trenerski biało - czerwonych. Miał też nadzieję, że katowicki Spodek dzięki kibicom "odleci".

Widzowie dopisali, hala z trudem "ustała", jednak zwycięstwo nie przyszło gospodarzom łatwo.

Pierwsi na parkiecie pojawili się goście. Mogli się przez chwilę poczuć jak w domu, bo powitał ich przebój Bruce'a Springsteena "Born in the USA". Potem było nieco gorzej, bo podczas rozgrzewki na "amerykańską" połowę boiska zaczęła kapać woda. Z głośników popłynęła "Deszczowa piosenka", a w ruch poszły - pod czujnym okiem sędziów - szmaty i mopy. Skutki burzy nad Katowicami udało się usunąć.

Pierwszego seta gospodarze zaczęli od stanu 8:4, później jednak wcale nie było łatwo i przyjemnie. Amerykanie szybko odrobili straty i wyszli na prowadzenie 15:12. Decydowała końcówka, w której goście częściej się mylili.

Po zmianie stron biało-czerwoni, po obiecującym początku (4:1), dotrzymywali kroku rywalom do połowy seta. Później ich gra się "posypała", z czego siatkarze zza oceanu skrupulatnie skorzystali.

Regulaminowa dłuższa przerwa po dwóch setach najwyraźniej bardziej pomogła Amerykanom. Po powrocie na parkiet nie pozwolili przeciwnikom na nic, wygrywając do 13.

W czwartej partii wszystko dali z siebie polscy kibice, a siatkarze odwdzięczyli się dostarczeniem sporej dawki adrenaliny. Bo na początku było 7:1 i wzrosły nadzieje gospodarzy na tie-breaka, a po krótkim czasie 11:11. Później znów była huśtawka nastrojów - 20:16 i 23:24. - i horror w końcówce zakończony happy endem dla Polaków.

W decydującej, piątej partii trwała siatkarska wymiana ciosów. Gospodarze prowadzili 8:4, rywale doprowadzili do remisu po 9. Widownia zamarła przy stanie 13:14, ale do końca spotkania było jeszcze daleko. Wygraną Polaków zapewnił atakiem Jakub Jarosz, wybrany MVP meczu.

Wcześniej Polacy przegrali w grupie A z Brazylijczykami 1:3 i 2:3, dwukrotnie w pięciu setach z Francuzami, a następnie pokonali Argentynę 3:2 i 3:1.

Polska: Łukasz Żygadło, Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek, Jakub Jarosz, Marcin Możdżonek, Michał Winiarski - Paweł Zatorski (libero) oraz Krzysztof Ignaczak, Michał Kubiak, Grzegorz Kosok,

USA: Kyle Caldwell, Paul Lotman, Matthew Anderson, David Lee, Carson Clark, Maxwell Holt - Erik Shoji (libero) oraz Antonio Ciarelli, Kawika Shoji,

Sędziowali: Vasileios Raptis (Grecja), Shin Muranaka (Japonia).

Widzów: 11 tysięcy.