Stworzył zespół, który zdobył brązowy medal w lidze piłkarzy ręcznych. Przyznano mu tytuł trenera roku. W nadchodzącym sezonie, mimo braku solidnych wzmocnień, cele pozostają takie same. "Jeśli ktoś wejdzie na szczyt, to niechętnie z niego schodzi" - mówi w RMF FM trener Górnika Zabrze Marcin Lijewski. W rozmowie z Wojciechem Marczykiem opowiedział o najdłuższym urlopie w życiu, oczekiwaniach przed nadchodzącym sezonem i problemach, jakie w piłce ręcznej spowodowała pandemia.

Wojciech Marczyk: To chyba najdłuższy okres przygotowawczy jaki mieliście?

Marcin Lijewski: To był też najdłuższy urlop w życiu. Nie pamiętam kiedy mogłem przez 5 miesięcy siedzieć z rodziną i nic nie robić. Okres przygotowawczy ciężko było zaplanować. Wyszliśmy z założenia, że nie ma co robić jakiegoś eksperymentalnego okresu. W czasie kwarantanny zawodnicy robili coś dla siebie. Do klubu przyjechali w dobrym stanie i przygotowania przebiegały tak, jak w każdym innym sezonie.

Jeszcze przed rozjechaniem się na urlopy, zaczęliście trochę trenować. Spotykaliście się np. na otwartej przestrzeni, na orliku.

Chodziło o to, żeby sprawdzić, jak zawodnicy się prowadzą. Spotkaliśmy się na tydzień. Treningi wyglądały dobrze. Zawodnicy byli w dobrej dyspozycji siłowej i kondycyjnej. Nie było więc sensu dalej trenować. Tym bardziej, że nie wiedzieliśmy, kiedy ruszy liga. Dla mnie najważniejsze było to, że zawodnicy są w formie.

Na czym teraz koncentrowaliście się przed samym sezonem? Czy pandemia zmieniła jakoś te przygotowania?

Mieliśmy problem, bo nie mogliśmy pojechać na żaden turniej. Były podejrzenia koronawirusa w zespole. Oczywiście zachowaliśmy wszelkie procedury bezpieczeństwa. Odizolowaliśmy się, zrobiliśmy badania i okazało się, że był to fałszywy alarm. Kilka meczów nam jednak uciekło. Poza tym przygotowania były przeprowadzone tak, jak każde inne. Sporo pracy fizycznej, dużo biegania, a w końcowej fazie trochę grania też było.

Kadra zmieniła się u was mocno. Najostrzejsze zęby zostały wyrwane.

Nie ma co ukrywać. Będzie nam brakowało przede wszystkim Szymona Sićko, który był mocnym punktem naszej drużyny. Odszedł też Ignacy Bąk oraz Aleks Tatarincew. Zbyt dużo wzmocnień nie mamy. Pozyskaliśmy Pawła Dudkowskiego z Zagłębia Lubin. To młody i bardzo obiecujący leworęczny talent. Ale też upłynie trochę czasu, zanim on zacznie się "spłacać". Zespół jest teoretycznie trochę słabszy niż w zeszłym roku, ale to nie zmienia naszych planów na ten sezon. Będziemy walczyć w każdym meczu i z każdym przeciwnikiem o punkty. Chcemy obronić zdobyty brązowy medal. Z szacunkiem muszę wypowiedzieć się też o naszych przeciwnikach, bo wiem, że przynajmniej pięć zespołów ma takie same plany jak my. Wartość zespołu udowodni cały sezon. Zmieniła się też formuła rozgrywek. Teraz gramy tylko mecz i rewanż. Moim zdaniem jest to najsprawiedliwsza formuła rozgrywek ligowych.

Pamiętam, że zawsze mówił pan o bezsensowności fazy play-off. Właśnie w tej fazie mieliście często pecha,  bo sezon zasadniczy kończyliście w pierwszej trójce, a potem zawsze wam nie szło.

Mistrza Polski powinien wyłonić cały sezon, a nie maj. Gramy cały sezon po to, by pod koniec stwierdzić, czy jesteśmy godni mistrzostwa, brązowego medalu, czy innego miejsca. Faza play-off być może jest medialna, może daje więcej emocji, ale na pewno nie jest sprawiedliwa.

Wracając do kadry: czy większa odpowiedzialność będzie spoczywać teraz na barkach Iso Sluijtersa? To też chyba sukces, że udało się go zatrzymać na kolejny rok?

Iso ma ugruntowaną pozycję w zespole i mam nadzieję, że ta sytuacja się nie zmieni. Wierzymy w niego, ale wydaje mi się, że ten ciężar bardziej spadnie na Kondratiuka, Gogolę i Łyżwę. Oni w zeszłym sezonie zrobili swoje, ale z racji ich praworęczności będą musieli wziąć na swoje barki ciężar, który dźwigał wspomniany już Szymon.

Sporo mówi się o Łyżwie, że to on zastąpi brakujące ogniwo.

Jak tak będzie, to pójdę na kolanach do Częstochowy. Oczywiście żartuję. Krzysiek pokazał się dobrze w przygotowaniach, więc nie jest to absolutnie szalona teza. Ma on papiery na bycie bardzo dobrym rozgrywającym. Jak upora się z demonami w swojej głowie, to będzie dla nas bardzo ważnym zawodnikiem.

Pierwsze przetarcia macie za sobą. Chodzi o awans do półfinału pucharu Polski. Dość pewne zwycięstwo.

To był plan minimum. Będziemy się cieszyć, jak uda nam się pokonać Vive. Teraz jedziemy na półfinał. Rzucimy na szalę wszystko, co mamy. Zobaczymy, co los nam przyniesie.

Stal Mielec to rywal dobry na początek?

Nie wiem, czy dobry, aczkolwiek wolę grać z Mielcem niż z Azotami Puławy, czy kimś, kto aspiruje do medalu. Oczywiście Mielec się wzmocnił. To nie jest ten sam Mielec, który grał w zeszłym roku. Teraz właśnie jestem na etapie analizowania Mielca, bo przygotowuję zespół do pierwszego meczu. Jestem pełen podziwu dla Stali za pracę, jaką wykonali. Dlatego Mielec jest optymalnym przeciwnikiem na pierwsze ligowe starcie.

Kto zatem jest w gronie tych pięciu zespołów, które będą biły się o trzecie miejsce?

Azoty są bardzo mocne, ale chyba mogą pokusić się o wyższe miejsce. Jesteśmy my, jest zespół z Kwidzyna, z Kalisza. Jest sporo chętnych do medalu, więc będziemy musieli poświęcić mnóstwo zdrowia.

Myśli pan, że problemy finansowe też wpływają na drużynę? Od was odszedł jeden sponsor. W Vive tez były spore zawirowania finansowe.

Jeśli chodzi o nas, to wypłaty przychodzą punktualnie. Pieniądze są takie, jakie powinny być. Jako zespół nie odczuwamy w ogóle problemów finansowych. O tym zapewniał nas także prezes, że wycofanie się NMC nie wpłynie na funkcjonowanie klubu. Jeśli prezes tak mówi, to tak jest. Kłopoty miały inne zespoły, ale nie my.

A sądzi pan, że kłopoty z pieniędzmi w Vive mogą się na nich odbić i dać szansę np. wam?

Na dziś, z tego jak prezentuje się kadra, to nie widzę tam żadnych problemów. Była tam zbiórka finansowa, ale jednak gwiazdy zostają w Kielcach i chyba ten problem to już historia. Czas pokaże, czy będzie to miało jakieś konsekwencje. Teraz interesuje mnie tylko Górnik Zabrze. Sytuacja, w jakiej są inne kluby, to dla mnie rzecz drugoplanowa.

Uzyskał pan tytuł najlepszego trenera ubiegłego sezonu. To przeszkadza, czy pomaga?

Absolutnie w niczym nie przeszkadza. Nie ja sobie przyznałem ten tytuł. Głosowali na mnie zawodnicy i trenerzy. To nie był też żaden plebiscyt popularności, bo nie głosowali kibice, tylko faktycznie ludzie, którzy się na tym znają. Bardzo się z tego cieszę, a dla mnie jest to nobilitacja do lepszej pracy. Chciałbym powtórzyć ten sukces w przyszłym sezonie.

Przylgnęła do pana łatka, że jest pan człowiekiem, który potrafi z niezbyt mocnego składu stworzyć naprawdę dobrze grający zespół.

Trochę nie wiem, co powiedzieć. Natomiast robię to, co lubię. Moje życie od zawsze było związane z piłką ręczną. Doświadczenie zawodnicze mam ogromne. Wiedzę mam dużą. Lubię spędzać czas na hali, lubię przebywać z ludźmi. Jestem typem stadnym. Cieszę się, że mam zespół, który to chłonie; zespół, którzy przyjął moje zasady. Wspólnie też na to pracujemy. Mój sukces, to sukces Górnika Zabrze.

Dobrze, że kibice wrócą na halę?

To jest największe błogosławieństwo. Sparingi przy pustych trybunach były dołujące. Nie wyobrażam sobie spotkań ligowych o stawkę, bez kibiców. Często obecność fanów wyzwala właśnie dodatkowe pokłady energii.

Trójka to pana prywatny cel? Zarząd też taki cel postawił?

Nie rozmawiałem o tym z zarządem. Natomiast jeśli ktoś wdrapie się na szczyt, to niechętnie z niego schodzi. Ja wolę równać w górę, a nie w dół. Wytyczyliśmy sobie sami cel i fajnie byłoby dążyć przynajmniej do tego, by z piedestału nie spać.

Na koniec jeszcze pytanie o najgłośniejszy transfer, którym jest chyba dołączenie do Puław Michała Jureckiego.

Duże nazwisko, które będzie mi spędzało sen z powiek przy przygotowaniach do meczu z Puławami. Podniesie to też jakość ligi. To zawsze wartość dodana dla wszystkich. Dzieli nas kilka lat różnicy. "Dzidziuś" jest jeszcze aktywny. On nawet z jedną nogą lub jedną ręką dalej będzie walczył.