Brytyjczyk Chris Froome skarżył się na mecie 14. etapu Tour de France w Mende, że jeden z kibiców oblał go… moczem. Nie był to pierwszy incydent, świadczący o niechęci niektórych fanów kolarstwa do lidera wyścigu i jego kolegów z ekipy Sky.

To było 50 albo 60 kilometrów po starcie. Pewien typ rzucił we mnie naczyniem. Nie mam wątpliwości, że to był mocz - powiedział Froome. Jego zdaniem, winę za takie zachowanie kibiców ponoszą "autorzy nieodpowiedzialnych reportaży", rzucający podejrzenia na ekipę Sky. Nie wymienił jednak żadnych nazwisk.

Jestem bardzo rozczarowany przebiegiem wydarzeń. Nie oskarżam publiczności, której większość nas dopinguje. To mniejszość dochodzi do głosu - podkreślił Brytyjczyk.

Wcześniej jego kolega klubowy Australijczyk Richie Porte ujawnił, że w końcówce dziesiątego etapu do La Pierre-Saint-Martin w Pirenejach został uderzony przez jednego z kibiców. Mimo to dojechał do mety na drugiej pozycji, za samotnie finiszującym Froome'em.

W przeszłości podczas Tour de France zdarzały się tego typu incydenty, ale nie były zbyt częste. Najpoważniejszy miał miejsce w 1975 roku, kiedy to jadący w koszulce lidera Belg Eddy Merckx otrzymał cios pięścią w wątrobę podczas wspinaczki na Puy-de-Dome.

(edbie)