Polska przegrała z Ukrainą 1:3 w meczu grupy H eliminacji piłkarskich mistrzostw świata, który odbył się na Stadionie Narodowym w Warszawie. Gola dla biało-czerwonych zdobył Łukasz Piszczek. Strzelcami bramek dla Ukrainy byli Jarmołenko, Husiew i Zozula.

Zobacz również:

Gdy czeski arbiter gwizdnął po raz pierwszy, a widzowie wygodnie rozsiadali się w krzesełkach, chyba nikt nie przypuszczał, że niespełna siedem minut później zegar będzie wskazywał 0:2. W 91. sekundzie spotkania Borucowi nie dał szans Andrij Jarmołenko. Kilka minut później Polacy przecierali oczy ze zdumienia. Po golu Ołeha Husiewa było już 2:0 dla reprezentacji naszych sąsiadów. W 17. minucie Ukraińcy znów zaatakowali naszą bramkę. Mocny strzał w kierunku Artura Boruca oddał Roman Zozula. Szczęśliwie, Polak pewnie obronił. Chwilę później cały stadion ryknął z radości i wyglądało na to, że nasi piłkarze zobaczyli światełko w tunelu: bramkę dla biało-czerwonych zdobył Łukasz Piszczek. Było 2:1.

Na kwadrans przed końcem pierwszej połowy spotkania znów zakotłowało się pod ukraińską bramką. Andrij Piatow minął się z piłką, która dotarła do Kuby Błaszczykowskiego. Strzał naszego kapitana był jednak bardzo niecelny. Trzy minuty później Robert Lewandowski został powalony w środku boiska. Żółtą kartkę zobaczył Denys Harmasz. Nasz napastnik spędził kilka chwil poza boiskiem, opatrywany przez ekipę medyczną.

W 37. minucie Polacy dostali szansę. Arbiter podyktował rzut wolny dla biało-czerwonych z okolic prawego narożnika pola karnego Ukrainy. Nasi piłkarze nie wykorzystali jednak tej sytuacji. Pierwszą część meczu zamknął ciąg wydarzeń: żółtą kartkę zobaczył Daniel Łukasik, a chwilę później Ukraińcy błyskawicznie ruszyli w stronę naszej bramki i stało się - gol Romana Zozuli dał im prowadzenie 3:1.

Drugą połowę Polacy rozpoczęli od zmiany. Z boiska zszedł Maciej Rybus, a w jego miejsce na murawie pojawił się Jakub Kosecki. Wszystko wskazywało jednak na to, że roszada niewiele zmieniła. W 49. minucie spotkania pod bramką pilnowaną przez Boruca znów zrobiło się groźnie. Na szczęście Andrij Jarmołenko nie sięgnął piłki. Kilka chwil później Ukraińcy znów zaatakowali: Jarmołenko podał do Rotana, który strzelił z 20 metrów. Piłka przeleciała obok słupka naszej bramki.

Na pół godziny przed końcem meczu na murawie - w miejsce Daniela Łukasika - pojawił się Ludovic Obraniak. Dosłownie moment później zawodnik Girondins Bordeaux otrzymał świetne podanie od Lewandowskiego. Nie wykorzystał jednak szansy i trafił w ukraińskiego bramkarza. Reprezentacja naszych sąsiadów nie pozostała nam dłużna - 68. minuta przyniosła kolejny atak Ukraińców na polską bramkę. Jarmołenko wrzucił piłkę w pole karne. Na szczęście Boruc był na posterunku.

Na kwadrans przed końcowym gwizdkiem po stronie Polaków doszło do kolejnej zmiany: z boiska zszedł Radosław Majewski, zastąpił go Łukasz Teodorczyk. Po chwili kibice biało-czerwonych wstrzymali oddech: Rotan strzelił mocno w kierunku bramki Boruca. Nasz golkiper uratował nas jednak przed stratą czwartej bramki. Kilka minut później zgromadzeni na Narodowym Polacy znów z niedowierzaniem kręcili głowami. Ukraińscy piłkarze robili z naszą obroną, co chcieli. Husiew miał szansę zdobycia kolejnego gola - na szczęście spudłował.

Ostatnie minuty chaotycznej gry obu drużyn nie zmieniły wyniku spotkania. Obie reprezentacje opuściły murawę Stadionu Narodowego w Warszawie przy ostatecznym rezultacie 3:1 dla Ukrainy.

Mudial? Raczej tylko w telewizji


Polacy zawiedli i mundial w Brazylii prawdopodobnie oglądać będą w telewizji. To trzecia z rzędu porażka w meczu z liczącym się rywalem i w oficjalnym terminie FIFA. Pierwsi kibice wychodzili ze Stadionu Narodowego kilkanaście minut przed końcowym gwizdkiem sędziego.

Mecz na Stadionie Narodowym wspólnie oglądali prezydenci Polski, Ukrainy i Węgier: Bronisław Komorowski, Wiktor Janukowycz i Janos Ader. Na trybunach byli też m.in. premier Donald Tusk i byli prezydenci RP Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski.