Ruch Chorzów zremisował na własnym boisku z Jagiellonią Białystok 1:1 w pierwszym meczu 15. kolejki piłkarskiej Ekstraklasy. Goście z Podlasie kończyli to spotkanie w osłabieniu.

Gospodarze, którzy jak na wicemistrzów kraju zajmują zawstydzającą 14. pozycję w lidze, przez pierwsze minuty byli dość ospali, ale po kwadransie otrzymali prezent od Jagiellonii. Piłkę do własnej siatki przypadkowo wbił Rafał Grzyb. Gracze z Białegostoku niemal od razu mieli okazję do wyrównania, ale niecelnie strzelał Tomasz Frankowski.

Siłę ataku w drugiej połowie miał wzmocnić Euzebiusz Smolarek. I udało mu się wykonać plan w 100 procentach. "Ebi" w 68. minucie wykorzystał prostopadłe podanie Frankowskiego i nie dał szans bramkarzowi Ruchu.

Kwadrans przed końcem sytuacja Jagiellonii się skomplikowała, bowiem po faulu na Filipie Starzyńskim drugą żółtą kartkę zobaczył Tomasz Bandrowski i musiał opuścić boisko.

Mimo osłabienia i naporu chorzowian Jagiellonia utrzymała remis. W doliczonym czasie gry Smolarek mógł jeszcze raz pokonać bramkarza gości, ale wynik nie uległ zmianie.

Mimo remisu, trener Ruchu Jacek Zieliński nie krył rozgoryczenia: Zagraliśmy niezłe spotkanie. Niestety, zamiast trzech punktów mamy tylko jeden. Dlatego w naszej szatni panuje żal, smutek i rozgoryczenie. Obejrzałem telewizyjną powtórkę akcji, po której sędzia nie uznał nam bramki i wygląda na to, że gol był zdobyty prawidłowo. W niedawnym meczu z Wisłą sytuacja była podobna. Gdyby te dwie bramki były uznane, nasza sytuacja byłaby inna. Ja po takim remisie mogę stracić pracę - mówił Zieliński.