Reprezentacja Polski przegrała mecz grupy F mistrzostw Europy koszykarzy ze Słowenią. Biało-czerwoni przegrywali w Łodzi już po pierwszych dwóch kwartach 29:31. W pierwszej połowie obydwa zespoły grały z fatalną skutecznością, choć spotkanie lepiej zaczęli Polacy.

W pierwszej piątce nastąpiły dwie zmiany: zamiast Michała Ignerskiego i Macieja Lampego na parkiet weszli Szymon Szewczyk i Krzysztof Roszyk. Szewczyk zaczął znakomicie - agresywny, szybki, trafiał spod kosza i z dystansu. Do tego szczelna obrona z walczącym na tablicach Marcinem Gortatem i po pierwszej kwarcie wygrywaliśmy 17:11.

Niestety - w drugiej zupełna katastrofa. Przez kilka minut nie mogliśmy zdobyć żadnego punktu. Wszyscy bez wyjątku marnowali nawet najlepsze okazje. Jednak to Słoweńcy szybciej pokonali tę strzelecką niemoc i wyszli na koniec pierwszej połowy na dwupunktowe prowadzenie.

Wydawało się, że w trzeciej kwarcie Polacy rozpoczną szarżę, tymczasem na parkiecie rozgrywał się prawdziwy dramat. Przez długi czas jedyną zdobyczą biało-czerwonych był jeden punkt Łukasza Koszarka. Pudłowali wszyscy. Na dodatek zaliczyliśmy aż 13 strat. Rywale skrzętnie z tego skorzystali - odskoczyli w pewnym momencie na prawie 20 punktów.

W czwartej kwarcie nasza gra niewiele się zmieniła - było chaotycznie w obronie i nieskutecznie w ataku. Na parkiecie nie było polskiej drużyny, a jedynie pojedynczy gracze, którzy nie potrafili się zrozumieć, a sami nie byli w stanie przesądzić o losach meczu na naszą korzyść.