Polscy siatkarze dwiema porażkami zakończyli udział w tegorocznej Lidze Światowej. Biało-czerwoni przegrali 0:3 i 2:3 z Bułgarami i nie mieli szans, by awansować do finału. Czy trener Anastasi musi się zatem obawiać o swoją pracę?

Od igrzysk w Londynie polska kadra jest w głębokim dołku. Oglądanie podopiecznych włoskiego trenera nie jest już taką przyjemnością, jak wcześniej. Brakuje nie tylko wyników, ale nawet wyrównanej walki w starciach z groźnymi rywalami. Anastasi o swoją posadę nie powinien się jednak martwić - do wrześniowych mistrzostw Europy organizowanych w Danii i Polsce nie zostanie zwolniony. Ale na pewno czeka go trudny pojedynek z narastającą krytyką oraz poważna rozmowa z siatkarskimi władzami.

Tradycyjnie już przy porażkach grono ekspertów jest duże, a wielu z nich ma odmienne zdanie na temat "wyleczenia" naszej kadry. Widać było, że zawodnicy nie mają dynamiki, szybkości. Byli ospali i wolni. A takie objawy pojawiają się, kiedy są przemęczeni. Oni naprawdę bardzo ciężko trenują. Na zajęciach nie brakuje im jednak zapału, energii i nie widać było znużenia. Coś jest jednak wyraźnie nie tak, dlatego konieczna jest spokojna analiza - mówi Sebastian Świderski, trener ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

Podobnego zdania jest Ireneusz Mazur. Nie podejmowałbym żadnych pochopnych decyzji. Trzeba w spokoju wysłuchać sztabu szkoleniowego, ich analizy - chłodnej i rzetelnej. To, że reprezentacja teraz gra źle, widzimy wszyscy, ale trzeba znaleźć przyczyny. Choroba jest już zaawansowana i teraz szukać trzeba recepty - mówi były trener kadry. Pewne jest, że od igrzysk w Londynie widoczny jest regres. To, że gramy źle widać gołym okiem. Pytanie - dlaczego? Co się stało i czy na pewno program, który został zaproponowany jest wystarczający? Czy wszystko na pewno jest pod kontrolą? Odpowiedzi powinien udzielić nam sam trener Andrea Anastasi - dodaje szkoleniowiec.

Władze związku siatkarskiego na razie nie zamierzają zwalniać trenera Anastasiego. Na pewno nie mamy zamiaru trenerowi grozić, czy stawiać jakiegoś ultimatum. Chcemy przede wszystkim pomóc. Musimy wspólnie - my jako PZPS i szkoleniowiec jako osoba od tego odpowiedzialna, znaleźć jakieś wyjście czy rozwiązanie. Tak, by właśnie w kolejnej imprezie cieszyć się z sukcesu - przyznaje Witold Roman, wiceprezes PZPS ds. szkolenia.

(bs)