Weronika Nowakowska już jutro poleci do Korei na swoje trzecie igrzyska olimpijskie w karierze. W rozmowie z Patrykiem Serwańskim biathlonistka opowiedziała o tym, jak łączy rolę mamy z rolą sportowca. Z rozmowy dowiecie się, jak będzie wyglądać jej aklimatyzacja już w Korei i jaki biznes Nowakowska rozkręciła niedawno ze swoją siostrą.

Weronika Nowakowska odkąd wróciła do sportu zapowiada, że jej celem jest próba wywalczenia medalu olimpijskiego. Jak radzi sobie z presją?

Presja jest i zawsze była. Kiedy zaczęłam mówić o tym głośno to więcej osób liczy na mój sukces. Poprzednie igrzyska były dla Polski udane. Teraz ciężko będzie powtórzyć Soczi. Kibice szukają szans medalowych, pojawia się moje nazwisko. Ja mówię, że jadę spróbować i wiem, że jest to możliwe, ale wpłynie na to szereg czynników. Jadę do Korei dać sobie szansę, ale nikomu nie obiecuje medalu, choć bardzo bym się z niego cieszyła. Pamiętajcie, że nawet Kamil Stoch, choć jest w świetnej formie, nie zapowiada, że na pewno przywiezie medal.

Przygotowania do sezonu, a później starty w Pucharze Świata. Wszystko to w połączaniu z trudną i wymagającą rolą mamy bliźniaków. Jak Nowakowska radzi sobie w podwójnej roli?

Trudnych momentów było bardzo wiele. To są momenty, o których się nie mówi, które nosi się w sobie. Na pewno taki właśnie był wrzesień. Nieudane mistrzostwa Polski na nartorolkach, przemęczenie, kontuzja w lipcu. Byłam fizycznie wykończona. Dzieci budziły się w nocy. Chciałby być wszędzie, ale jeszcze nie potrafiły się poruszać więc cały czas musiała je nosić na rękach. Miłość, którą jestem otoczona, rodzina i miłość do sportu pomogły mi to wszystko przetrwać. Bez pomocy Szymona, naszych rodziców, moich cioć, kuzynek to wszystko byłoby niemożliwe. Od kilku osób z mojego najbliższego otoczenia usłyszałam niedawno, że już wygrałam. Nie chodzi o to, by zadowalać się rolą olimpijczyka, bo jadę do Korei by powalczyć o medal, ale faktycznie w pewnym sensie czuje się już wygrana. Za mną droga z wieloma znakami zapytania. Mam nadzieję, że zakończy się to jeszcze bardziej radośnie.

Biathlonistka przyznaje, że zdarzają się nieprzychylne komentarze na jej temat, ale odkąd jako mama wróciła do sportu przeważają słowa wsparcia, a kibice dodają jej energii:

Zawsze są dwie strony medalu. Zdarza się, że ktoś napisze coś niesprawiedliwego. Ostatnio przeczytałam, że zawody mi nie wyszły, bo dzieci były ze mną, a powinny siedzieć w domu. Czasami więc ludzie posuwają się o krok za daleko. Porównując skalę pozytywnych ocen do negatywnych, mogę powiedzieć, że jestem otoczona fantastycznym gronem kibiców. Zyskałam dużo kibiców w osobach mam i raczej powiem szczerze, że spotykam się ze wsparciem, a dla niektórych jestem inspiracją. To wielka nagroda, że mogę być powodem, dla którego ktoś robi dla siebie coś dobrego.

Niedawno w Anterselvie we Włoszech Nowakowska wystartowała w biegu masowym. To był jej ostatni występ przed Igrzyskami, a zakończył się sportową klapą. 29. lokata i 7 niecelnych strzałów. Z tym występem wiąże się jednak niezbyt sympatyczna historia:

Z perspektywy czasu już się z tego śmieje. Pojechałam tam tylko na ten bieg. Organizatorzy mieli zadbać o transport, który zamówiłam w biurze zawodów. Kierowca spóźnił się pół godziny, chyba był trochę wczorajszy. Nie było wyjścia - musiałam wsiąść. Bus nie był oznakowany i musieliśmy stać w korkach. Dotarłam na stadion 20 minut przed zawodami. Nie było czasu na test nart, porządną rozgrzewkę. Chciałam sprawdzić pewne rzeczy przed igrzyskami, ale nie było na to szans. Nie dostałam odpowiedzi na pytania, które sama sobie ostatnio zadawałam.

Cztery lata temu na Igrzyskach w Soczi Nowakowska zaczęła od bardzo dobrego występu w sprincie. Kolejne występy były już dużo słabsze. Po czterech latach zawodniczka przyznaje, że inaczej podchodzi do sportu, a pomogły jej w tym dzieci:

Głównie macierzyństwo wpłynęło na to, że idę przez życia jak taran, ale nie chodzi o to, że krzywdzę ludzi i rozpycham się łokciami. Jeśli coś nie zadziała robię po prostu szybką analizę i idę do przodu. Wcześniej miałam taką tendencję do obwiniania siebie. Jestem bardzo ambitną osobą, co przeszkadza mi czasami w momentach stresowych. Dziś podchodzę do sportu z większym dystansem, większym luzem. Wierzę w to, że to będzie klucz do czystego strzelania na Igrzyskach.

Już jutro Nowakowska i reszta biathlonowej reprezentacji leci do Korei. Na miejscu trzeba zająć się aklimatyzacją. Cały proces będzie bardzo złożony, a pod uwagę trzeba wziąć różne czynniki:

Musimy się skupić na różnicy czasu i na godzinie startu. Będziemy startować wieczorem lokalnego czasu. Nie będziemy się całkowicie przestawiać. Śniadania będziemy jeść o 11-12 lokalnego czasu. Jeśli wstawalibyśmy wcześnie to o 20, 21 wieczorem nie bylibyśmy w stanie startować. Na pewno wyzwaniem będzie temperatura. Dla mnie może nawet większym niż jet-lag. Nie da się z koeli funkcjonować według czasu europejskiego. Chodzi o światło dziennie. Jeśli będzie go brakować przez całe igrzyska to organizm traciłby energię. Trzeba się przestawić. Ja zdecydowałam się przestawić o 3-4 godziny. Pamiętajcie, że po zawodach musimy zjeść, iść na masaż. Kładłabym się spać o 2-3 w nocy lokalnego czasu. Trzeba o tym wszystkim pamiętać i brać pod uwagę myśląc o aklimatyzacji i różnicy czasu w Korei.

Mimo napiętego grafiku Weronika znajduje też czas na biznes. Niedawno wraz z siostrą otworzyła cukiernię...

Pod koniec roku dość nieoczekiwanie otworzyłam z siostrą cukiernio-kawiarnię w dusznickim parku zdrojowym. "Cukier puder"  to miejsce z fajnym klimatem, bardzo dobrą kawą, smacznym ciachem także w wersji fit. W przeszłości ten lokal prowadzili mój wuj i ciotka. Mieli tam restaurację. Teraz lokal stał pusty, a ja zawsze mówiłam, że w parku takie miejsce jest potrzebne. Podjęłyśmy z siostrą szybką decyzję i wynajęłyśmy lokal od cioci i wujka. Ogarnęłyśmy temat w trzy tygodnie. Po sezonie będę tam bywać częściej. Zapraszam kibiców może komuś podam kawę.