Górnik Łęczna awansował do piłkarskiej ekstraklasy po wygranej w finale baraży z ŁKS Łódź 1:0. Jedyną bramkę w rozegranym w Łodzi meczu zdobył w 12. minucie Ukrainiec Serhij Krykun.

Ekipa z Łęcznej ostatni raz grała w ekstraklasie w sezonie 2016/17. Później spadła na trzeci poziom rozgrywkowy, a następnie sezon po sezonie uzyskała promocję.

Wcześniej bezpośredni awans wywalczyli piłkarze Radomiaka Radom i Bruk-Betu Termaliki Nieciecza.

W barażach uczestniczyły pierwszoligowe drużyny z miejsc 3-6. Górnik był szósty, a w półfinale po rzutach karnych wyeliminował trzeci GKS Tychy. Piąty ŁKS wygrał natomiast z czwartą Arką Gdynia 1:0.

Ekstraklasa od sezonu 2021/22 będzie liczyła 18 drużyn, czyli o dwie więcej. Dlatego po minionych rozgrywkach opuścił ją jeden zespół - Podbeskidzie Bielsko-Biała.

Stawką niedzielnego finału baraży było ostatnie wolne miejsce w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Spotkanie rozegrano w Łodzi, ponieważ ŁKS sezon zasadniczy 1. ligi zakończył jedną lokatę wyżej niż Górnik. Z tego względu łodzianie byli faworytem decydującego starcia, ale lepszym zespołem okazał się beniaminek.

Obie drużyny stworzyły ciekawe i emocjonujące widowisko. Od początku przeważali w nim gospodarze, lecz golem dla gości zakończył się pierwszy i jeden z nielicznych przed przerwą kontrataków. W 12. minucie po dośrodkowaniu Michała Maka, bramkarza ŁKS z bliskiej odległości pokonał Ukrainiec Serhij Krykun. Później atakowali głównie podopieczni Marcina Pogorzały, ale niewiele brakowało by na przerwę ŁKS schodził z dwubramkową stratą. Pod koniec pierwszej połowy piłka po strzale Pawła Baranowskiego trafiła jednak w poprzeczkę.

Jeszcze ciekawsza była druga część spotkania. Drużyna z Łodzi stworzyła wiele sytuacji bramkowych, ale piłka nie chciała wpaść do bramki. Górnika ratował m.in. Tomasz Midzierski, który w ostatniej chwili wybił piłkę spod nóg Brazylijczyka Ricardinho. W 80. minucie zaś Hiszpan Jose Pirulo trafił w poprzeczkę. Łęcznianie odpowiedzieli groźnymi kontrami. Dwie najlepsze z nich zmarnował jednak Przemysław Banaszak.