"Marcin Gortat, jedyny polski koszykarz grający w lidze NBA stał się "nieoceniony" dla stołecznej drużyny Wizards" - pisze "Washington Post". Zdaniem gazety, Gortat pomógł Wizards po raz pierwszy od sześciu lat awansować do fazy play off.

Gazeta zauważa, że gdy Polak po wyborze w drafcie NBA w 2005 roku przyjechał z Europy, by grać w lidze letniej dla zespołu Orlando Magic "był tak chudy, zagubiony i cichy, że teraz Randy Wittman, (trener Wizards - PAP), nawet go sobie nie przypomina". To pokazuje, jaki poziom wtedy reprezentował - powiedział Wittman. Ale dziewięć lat później szkoleniowiec nie wyobraża sobie, gdzie byliby teraz jego Washington Wizards bez mierzącego 211 cm Polaka, charakteryzującego się głośnym śmiechem, ogoloną głową i kozią bródką - dodaje dziennik.

"Polish Machine", jak mówi się o Gortacie, jest liderem drużyny pod względem liczby zbiórek, bloków i skuteczności rzutów z gry w kluczowym dla Wizards momencie, gdy przygotowują się do pierwszego od 2008 roku udziału w fazie play off ligi NBA. Zdaniem dziennika na awans Wizards wpłynęło wiele czynników, "ale pozyskanie Gortata uratowało ten zespół praktycznie dwukrotnie". Pierwszy raz, gdy okazało się, że dotychczasowy środkowy Wizards Emeka Okafor straci sezon z powodu kontuzji szyi, co stało się powodem wymiany zawodników między klubami i pozyskaniem polskiego środkowego z Phoenix Suns. I po raz drugi, gdy w ostatnich sześciu tygodniach poza boiskiem z powodu kontuzji kolana znalazł się czołowy podkoszowy zawodnik "Czarodziejów" Nene.

Chciał garć w piłkę

Gazeta przypomina, że Gortat dopiero w wieku 17 lat, gdy porzucił piłkę nożną, zajął się koszykówką. Ale miał "sportowy background". Jego ojciec Janusz zdobył dla Polski brązowe medale w wadze półciężkiej w igrzyskach olimpijskich w Monachium (1972) i Montrealu (1976), a matka Alicja grała w reprezentacji Polski w siatkówce.

Prawie codziennie, przed każdym meczem zastanawiam się, gdzie byłbym, gdybym nie grał w koszykówkę. Jestem tym, kim jestem, ze względu na ciężką pracę. Mamy to coś we krwi w naszej rodzinie. Jeśli musimy, możemy przejść przez ścianę i pokonać każdy problem, aby osiągnąć cel - powiedział Gortat. Dziennik donosi, że granie w Waszyngtonie zmusiło Gortata do "dojrzałych wyborów", w tym rezygnacji z jazdy BMW M5. Jak wyjaśnił zawodnik, gdy się ma 30 lat nie można już przyjeżdżać na mecze najgłośniejszym samochodem, który uruchamia alarmy we wszystkich autach wokół.

Dzięki dobrym kontaktom z polską ambasadą w Waszyngtonie, koszykarz ma umową z szefem kuchni ambasady, gdzie zaopatruje się w gołąbki i inne ulubione polskie potrawy domowej roboty. "Gortat, który nosi opaskę z napisem +Polish Pride+ (Polska duma), zastanawia się nawet na startem w wyborach prezydenckich w Polsce, kiedy przestanie już grać" - dodaje dziennik. W tej chwili to tylko takie gadanie, ale może kiedyś będzie to prawda - powiedział z uśmiechem sportowiec, pytany o polityczne aspiracje.

Gortat jest bardziej niezdecydowany, gdy pyta się go o przyszłości z Wizards, zauważa "WP". "Myślę, że będę o tym rozmawiać z moim agentem, (...) ale teraz to nie jest temat, który absorbuje moją głowę. Zobaczymy później" - powiedział, tłumacząc, że teraz jest przede wszytkim podekscytowany występem w play off.