"To był najbardziej ekstremalny przypadek nienawiści, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam" - napisała na Instagramie Mikayla Cowling z VBW Arka Gdynia. 27-letnia czarnoskóra Amerykanka została brutalnie pobita po środowym meczu Pucharu Europy w Gdyni. Dziś opublikowała swoje oświadczenie.

"Zeszłej środy, gdy wchodziłam do damskiej toalety w klubie muzycznym, zostałam w środku zaatakowana przez klubowego ochroniarza. Pomimo wielokrotnych zapewnień moich i innych, że jestem tam, gdzie powinnam być, po tym, jak utrzymałam swoje miejsce w kolejce, zaczął on okazywać niezwykłą przemoc fizyczną. To był najbardziej ekstremalny przypadek nienawiści, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam" - napisała Mikayla Cowling.

"Chciałabym napisać, że taka nienawiść przeciwko czarnoskórym kobietom LGBTQ jest wciąż obecna i nie powinna być tolerowana - ale tego jesteście przecież świadomi" - dodała.

Cowling zapewniła, że zostanie w Polsce. "Pomimo tego nienawistnego czynu mam zamiar dalej grać dla drużyny, dla której tu przyjechałam. Chciałabym w swoim imieniu podziękować mojemu agentowi, koleżankom z drużyny oraz klubowi VBW Arka Gdynia za wsparcie i działania na rzecz sprawiedliwości. To moje jedyne oświadczenie i teraz chcę się skupić na zdrowiu i powrocie do zespołu" - zakończyła.

27-letnia czarnoskóra Amerykanka została brutalnie pobita po środowym meczu Pucharu Europy w Gdyni, w którym VBW Arka zmierzyła się ze szwajcarskim BCF Elfic Fribourg. Po efektownym zwycięstwie 77:47 kilka zawodniczek pojechało do centrum Gdańska na imprezę do Tkacka Music Club.

Koszykarka ma pękniętą kość oczodołu. Czeka ją co najmniej dwumiesięczna przerwa w treningach.

Ochroniarz twierdzi, że pomylił koszykarkę z mężczyzną

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk poinformowała, że do pobicia koszykarki VBW Arki Gdynia Mikayly Cowling w lokalu w centrum Gdańska nie doszło na tle narodowościowym. Bezpośrednio po zdarzeniu podejrzany przepraszał za swoje zachowanie, uzasadniając je pomyłką - stwierdziła Grażyna Wawryniuk.

"Materiał dowodowy potwierdza, że pracownik ochrony kilkukrotnie uderzył pokrzywdzoną ręką w głowę, powodując u niej uszkodzenia ciała na czas powyżej siedmiu dni. Ustalone okoliczności wskazują, że podejrzany podjął działania pozostając w błędnym przekonaniu, że do damskiej toalety wszedł mężczyzna. Pomimo pozyskania informacji, że jest w błędzie, kontynuował swoje działania, eskalując je. Nie potwierdzono działania na tle narodowościowym" - napisano w komunikacie Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

48-latek nie został aresztowany

Agresywny mężczyzna został zatrzymany w piątek po godzinie 13 przed jednym z bloków w gdańskiej dzielnicy Piecki-Migowo. 48-letni sprawca usłyszał zarzut uszkodzenia ciała pokrzywdzonej i spowodowania u niej obrażeń trwających powyżej siedmiu dni.

Mężczyzna był już karany za podobne przestępstwa, dlatego za swój czyn odpowie w warunkach recydywy. Za przestępstwo uszkodzenia ciała w warunkach recydywy mężczyźnie grozi do 7,5 roku więzienia -  mówi oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku Magdalena Ciska.

Pomimo zagrożenia wysoką karą pozbawienia wolności prokurator nie wystąpił do sądu o zastosowanie wobec działającego w warunkach recydywy podejrzanego tymczasowego aresztowania.

Biorąc pod uwagę okoliczności i przebieg zdarzenia, postawę podejrzanego, który bezpośrednio po jego zaistnieniu przepraszał za swoje zachowanie, uzasadniając je pomyłką, a w toku prowadzonego postępowania nie negował, że zdarzenie miało miejsce, jak również z uwagi na zebranie w tej sprawie kompletnego materiału dowodowego, prokurator przychylił się do wniosku policji i zastosował środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji, zakazu kontaktowania się z pokrzywdzoną i świadkami oraz zakazu zbliżania się do pokrzywdzonej, uznając, że w dostateczny sposób zabezpieczą tok postępowania - wyjaśniła Wawryniuk.

Klub, w którym doszło do bulwersującego zdarzenia, wydał oświadczenie, które przesłał do redakcji Przeglądu Sportowego Onet.

"W związku ze zdarzeniem, które miało miejsce w dniu 18 października 2023 roku na terenie klubu wyrażamy głębokie ubolewanie nad zaistniałą sytuacją i potępiamy wszelkiego rodzaju agresję przeciwko komukolwiek, szczególnie kobietom. Pragniemy wskazać, że klub jest ochraniany przez firmę zewnętrzną, a w zdarzeniu nie uczestniczył pracownik naszego klubu. Niezależnie od powyższego, w pełni współpracujemy z policją. Udostępniliśmy natychmiast cały dostępny monitoring i będziemy dążyć do pełnego wyjaśnienia sytuacji oraz wyciągnięcia konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych" - napisano.

Prezes VBW Arki Bogusław Witkowski poinformował, że po zakończeniu sprawy karnej zarówno zawodniczka, jak i klub będą dochodzić od sprawcy brutalnego pobicia odszkodowania na drodze cywilnej.