Osoby, które przeżyły masakrę na wyspie Utoya, gdzie 22 lipca Anders Breivik zastrzelił 69 osób, odwiedziły miejsce tragedii. "Mam potrzebę powrotu na wyspę, aby móc iść naprzód. Bardzo ważne jest też to, że będę tam z przyjaciółmi" - mówił w drodze na wsypę jeden z ocalałych.

O godzinie 10 w sobotę czasu polskiego pierwsze autobusy przybyły na kemping Utvika. Stamtąd ocaleni na łodziach popłynęli na Utoyę, gdzie Breivik przed prawie miesiącem zaatakował uczestników letniego obozu młodzieżowego Partii Pracy.

Wyspa od prawie miesiąca była zamknięta dla turystów. Dla wielu osób będzie to mały krok w kierunku odzyskania Utoi - powiedział Bjorn-Inge Larsen, szef dyrektoriatu ds. zdrowia i spraw społecznych, który jest jednym z organizatorów wizyty.

Ocalałym i ich bliskim na wyspie towarzyszą lekarze, psychologowie, księża, imamowie, pracownicy Czerwonego Krzyża, a także policjanci. Aby nie przywoływać traumatycznych doświadczeń, funkcjonariusze są ubrani w jednolite mundury, niepodobne do tego, który miał na sobie Breivik, gdy strzelał do uczestników obozu.

Także osoby, które przeżyły zamach w dzielnicy rządowej w stolicy Norwegii, oraz rodziny ośmiu ofiar, mogły odwiedzić w sobotę budynek w centrum Oslo, obok którego Breivik podłożył ładunek wybuchowy.

32-letni Breivik przyznał się do zabicia 22 lipca ośmiu osób w zamachu bombowym w centrum Oslo i do zamordowania 69 uczestników obozu młodzieżowego Partii Pracy na wyspie Utoya.

Twierdzi jednak, że nie czuje się winny, ponieważ jest przekonany, że masakra była niezbędna, by ocalić Norwegię i całą Europę. Misją Breivika - jak sam utrzymuje - było oczyszczenie Europy z wpływów islamu i ukaranie polityków, którzy sprzyjali wielokulturowości.