​Wrogie frakcje w Prawie i Sprawiedliwości "rzuciły się sobie do gardeł" - podał portal Onet.pl. Joachim Brudziński, Beata Szydło, Zbigniew Ziobro czy Jacek Kurski niemal otwarcie oskarżają Mateusza Morawieckiego i jego ludzi o to, że szkodzą kampanii Andrzeja Dudy.

Choć Andrzej Duda wciąż prowadzi w sondażach, to jednak maleje dystans pomiędzy nim a kandydatem KO Rafałem Trzaskowskim. Politycy są zdania, że obecna kampania Dudy nie jest najlepsza. Zdaniem niektórych członków partii rządzącej, winna jest temu m.in. sama Kancelaria Prezydenta.

Otoczenie Andrzeja to dzisiaj kółko wzajemnej adoracji. Przez te pięć lat każdy, kto miał swoje zdanie, szybko odchodził z Pałacu. Pozostali tam słodcy klakierzy, którzy wmawiają Andrzejowi, że wszystko jest dobrze, a wybory to w zasadzie formalność. Stąd choćby decyzja, aby mimo namów sztabu nie udzielać w czasie kampanii wywiadów w mediach, które go do tej pory nie oszczędzały i mogłyby zadać niewygodne pytania - mówi w rozmowie z Onetem jeden ze sztabowców.

Politycy wskazują także, że partia była w pewnym momencie "w letargu", ze względu na epidemię i sondaże dające wyniki nawet ponad 60 proc. poparcia.

W związku z sytuacją politycy rządzącej koalicji zaczęli poszukiwać winnych. Jedni obwiniają Jarosława Kaczyńskiego, który nie zdecydował się na przeprowadzenie wyborów pod koniec maja. Sam prezes PiS ma jednak za złe koalicjantom, czyli Zbigniewowi Ziobrze i Jarosławowi Gowinowi, którzy jego zdaniem "niemal nie kiwnęli palcem" przy kampanii Andrzeja Dudy.

"Partyjni twardziele" wzięli jednak na celownik premiera Mateusza Morawieckiego. Osoby takie jak Joachim Brudziński, Beata Szydło czy Jacek Kurski podczas narad mieli niemal otwarcie oskarżać szefa rządu o nielojalność wobec Dudy. Zarzucają mu mijanie się z prawdą, że "rząd poradził sobie z pandemią", choć chorych nie ubywa. Winią go także za to, że w ubiegłym tygodniu zażądał wotum zaufania dla rządu, czym usadził Andrzeja Dudę "w roli statysty", po czym w wystąpieniu agresywnie atakował opozycję, wysyłając sygnały raczej do twardego elektoratu PiS, który przekonywania nie potrzebuje.  

Przeciwnicy Morawieckiego mają "bardzo skrupulatnie" liczyć jego popleczników w obozie władzy, na wypadek, gdyby ten postanowił odejść z rządu.

Onet podaje także, że prezes Jarosław Kaczyński na jednym ze spotkań ze współpracownikami miał stwierdzić, że formuła Zjednoczonej Prawicy dobiegła końca i trzeba będzie wymyślić ją na nowo, a może nawet wymienić koalicjantów.